Marek Budzisz Marek Budzisz
3006
BLOG

Ameryka ma cyberbombę w Rosji. Pytanie czy ją odpali.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Dzisiejszy Washington Post publikuje obszerne wyniki własnego dochodzenia w sprawie ingerencji Rosji w wyniki amerykańskich wyborów prezydenckich oraz odpowiedzi Białego Domu. Zdaniem dziennikarzy gazety już w sierpniu ubiegłego roku prezydent Obama otrzymał ściśle tajny, przeznaczony tylko dla jego oczu oraz trzech doradców, raport tajnych służb poświęcony planom Moskwy. Materiał nazywany przez dziennikarzy „bombą wywiadu” opisywał, w oparciu o informacje uzyskane ze źródeł wywiadowczych z rosyjskich kręgów rządowych, że Rosjanie, a precyzyjniej sam prezydent Putin zaplanowali akcje, której celem jest skompromitowanie amerykańskiego systemu wyborczego i zdelegitymizowanie przyszłego gospodarza Białego Domu. Amerykańscy szpiedzy zdobyli instrukcje, podpisane przez Putina, z których wynikało, na czym rosyjska operacja ma polegać – planowano zdestruować kampanię kandydatki demokratów i wesprzeć jej rywala w prezydenckim wyścigu. W momencie, kiedy Obama czytał raport dostarczone przez szefa CIA, wiadomo już było, że rosyjscy hakerzy powiązani ze służbami specjalnymi włamali się do serwerów obydwu komitetów wyborczych, w lipcu FBI rozpoczęło dochodzenie w sprawie kontaktów między przedstawicielami sztabu Donalda Trumpa z rosyjskimi dyplomatami, a 20 tysięcy maili Hilary Clinton ujawnione zostało przez WikiLeaks. Ale dopiero raport CIA dawał cały obraz rosyjskich zamierzeń. Agencja nadała mu status najtajniejszy z możliwych, do tego stopnia, iż informacje na temat jego dostarczenia usunięte zostały z codziennego wykazu dokumentów trafiających na biurko Obamy, zaś specjalnie w tym celu wyznaczeni agenci mieli po przeczytaniu materiału przez prezydenta i trzy inne uprawnione osoby, zabrać go z Białego Domu i dostarczyć do Langley. W tym wypadku zastosowano ten sam status tajności, co wówczas, kiedy przygotowywano operację likwidacji bin Ladena. Od tego momentu, do ostatnich dni kadencji ustępującego prezydenta, kiedy opinia publiczna poinformowana została o działaniach Rosjan mogąc przeczytać odtajniony dokument upłynęło dwa i pół miesiąca. W tym czasie, jak dowodzi Washington Post, administracja Obamy przeanalizowała wiele strategii odpowiedzi na działania Moskwy. Ostatecznie ustępujący prezydent podjął decyzję o implementacji „umiarkowanego pakietu środków”, przewidującego wydalenie 35 dyplomatów, zajęcie dwóch rosyjskich posiadłości oraz wprowadzenie sankcji ekonomicznych, ale tak ograniczonych, że jak piszą dziennikarze „nawet ci, którzy pomagali w ich przygotowaniu uważali, że mają wymiar symboliczny”.

Nawiasem mówiąc Rosjanie, ku pewnemu zaskoczeniu światowej opinii publicznej nie odpowiedzieli, mimo, że mają to w zwyczaju, podobnymi działaniami. Domagają się jedynie, ostatni raz w ubiegłym tygodniu ustami rzecznik prasowej MSZ Zacharowej, zwrotu zajętych nieruchomości.

Washington Post ujawnia jednak, że administracja Obamy podjęła również w tej materii inne, tajne działania. Umieszczono mianowicie, informuje gazeta, w rosyjskiej infrastrukturze cyfrowej, bombę lub kilka bomb, które w odpowiednim momencie mogą zostać zdetonowane i zniszczyć wybrane cele, pozostawiając jednak decyzję, co do użycia tej broni następnemu prezydentowi. Sytuacja, jaka wytworzyła się w Ameryce po wyborach – zdominowanie publicznej debaty przez kwestie związków sztabu wyborczego Trumpa i rosyjskich dyplomatów, a także przez ewentualne naciski nowego prezydenta na szefa FBI celem zamknięcia prowadzonego śledztwa doprowadziła do sytuacji, zdaniem wielu cytowanych przez gazetę wysokiej rangi urzędników administracji Obamy, że nie wykorzystano możliwości adekwatnej odpowiedzi Stanów Zjednoczonych na bezprecedensowe uderzenie Moskwy w najważniejsze amerykańskie wartości.

Oczywiście materiał Washington Post umieścić należy w kontekście dyskusji, jaka trwa w Stanach Zjednoczonych, w kwestii ewentualnego stanowiska Białego Domu wobec uchwalonej niedawno przez Senat ustawy nakładającej na Rosję nowe sankcje. To z pewnością kręgi związane z liberałami chcą stanowczej i twardej odpowiedzi, Departament Stanu wolałby mieć w kształtowaniu relacji z Moskwą wolną rękę, nie być związany jakimikolwiek regulacjami na poziomie ustawowym.

W pewnym sensie Rosjanie, a ściślej mówiąc rosyjskie służby wywiadowcze i agencje propagandowe, w całej dyskusji biorą udział. Liczba publikacji, jaka ostatnio pojawiła się w rosyjskiej prasie, publikacji poświęconych cyberatakom nie wydaje się przypadkowa, a już zupełnie nieprzypadkowy jest ich generalny ton.

Kommiersant publikuje długi artykuł mający dowieść, zgodnie zresztą z tym, co mówił w wywiadzie z amerykańską dziennikarką Megan Kelly sam Putin, że nie ma żadnych twardych dowodów na to, że za atakami stoją rosyjskie służby. Rosjanie odrzucają wszystkie oskarżenia. A przypomnijmy, że w ostatnim czasie prócz amerykańskich pojawiły się oskarżenia Rosjan formułowane przez wywiad niemiecki, służby specjalne Rumunii, Ministerstwo Obrony Danii, gazety brytyjskie, wywiad Norwegii. Oskarżenia Rosjan padały również w trakcie ostatnich wyborów prezydenckich we Francji oraz płynęły z włoskich kręgów rządowych.

Jaka jest odpowiedź Rosjan? Otóż ich zdaniem wszystkie dochodzenia związane z atakami hackerskimi sprowadzają się do tropienia atrybucji komputerów za pośrednictwem, których zostały one przeprowadzone. Przy czym nie chodzi tu tylko o IP adresy, ale cały szereg śladów pozostawianych w cyberprzestrzeni, które zebrane mogą dać obraz całości. Tylko, że jak dowodzą są to zawsze mikroślady. I jeżeli punktem wyjścia jest hipoteza, że atakowano z Rosji to potwierdzą one tę teorię, ale gdyby przyjąć inny punkt wyjścia, to i ona da się pozytywnie zweryfikować. Zresztą w ponad 800 adresach IP przywołanych w odtajnionych raportach amerykańskich służb specjalnych, tylko 49, argumentują, należy do rosyjskich operatorów telekomunikacyjnych. I dodają, że wiedzą, iż CIA dysponuje specjalnymi programami, które dość dowolnie mogą zacierać ślady w cyberprzestrzeni, a nawet kierować podejrzenia na bogu ducha winnych. W tym celu specjalnie pozostawia się komentarze w kodzie w języku kraju, na który chce się rzucić podejrzenia lub zakupić na internetowym czarnym rynku danego kraju softwarowe instrumentarium, aby celowo je zostawić w charakterze śladu.

Dzień wcześniej gazeta publikuje obszerny wywiad z Jewgenijem Kasperskim, dyrektorem generalnym największej i znanej na całym świecie rosyjskiej firmy specjalizującej się w bezpieczeństwie w cyberprzestrzeni (600 mln dolarów przychodu w ubiegłym roku). Znaleźć tam można bardzo interesujący passus. Otóż porównuje on „bomby internetowe” do atomowych, które w historii użyte zostały tylko dwa razy. Te internetowe już raz były w użyciu. Chodzi o wirus Stuxnet, który wpuszczony przez wywiad Izraela wspierany przez Amerykanów, zniszczył irański program wzbogacania rudy uranowej. Zdaniem Kasperskiego, który przestrzega przed ponownym użyciem tej broni, jej główne niebezpieczeństwo polega nie na tym, że przyniesie wielkie szkody, ale na tym, że pozostawiona, może zostać skopiowana, zmodyfikowana i ponownie użyta. Nie potrzeba w tym celu wielkiego know – how, wystarczy kilku bystrych programistów. Czyżby ostrzeżenie? Bardzo też ciekawie, w ustach Kasperskiego brzmią analizy rynków, na których jego firma chce być obecna. W Stanach Zjednoczonych praktycznie są bez szans, tam obowiązuje zasada zakupów w firmach amerykańskich, jak można się domyślać sprawdzonych. Ale co ciekawe i w Chinach nie jest lekko. Wielogodzinne spotkania, rozmowy, negocjacje, prezentacje i brak rezultatów. Pytany przez dziennikarza rosyjski ekspert odżegnuje się od korzystania z jakiejkolwiek pomocy rosyjskiej dyplomacji. Tylko raz wynajęliśmy salkę w ambasadzie – dowodzi. Wiele też do  myślenia daje ten fragment wywiadu, w którym Kasperski mówi dlaczego firma nie chce być publiczną. Zbyt duża biurokracja, argumentuje. Zbyt wiele raportów, które są publiczne. Szczególnie na bardzo transparentnym rynku amerykańskim. Ciekawe.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka