Marek Budzisz Marek Budzisz
770
BLOG

Nawalny, Putin, Solidarność.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 26

W Moskwie mieszka, według oficjalnych statystyk 13,2 mln ludzi, ale biorąc pod uwagę aglomerację, to nawet 15,3 mln.  Aleksiejowi Nawalnemu, jednemu z liderów rosyjskiej opozycji i organizatorowi marszów i wieców przeciw korupcji władzy nie udało się przez ponad dwa miesiące znaleźć choćby jednego specjalisty, który zgodziłby się nagłośnić jego wczorajszy miting. Wszystkie firmy, z którymi rozmawiano, z nieznanych powodów, nie były w stanie podjąć się takiego zlecenia. W takiej sytuacji Nawalny zdecydował o zmianie miejsca, w którym spotkają się jego zwolennicy. Wieczorem w dzień poprzedzający termin demonstracji wezwał ich, aby przyszli nie na prospekt Sacharowa, ale na ulicę Twerską. Pierwotnie właśnie na Twerskiej zwolennicy opozycji chcieli odbyć zgromadzenie, ale moskiewskie merostwo odmówiło zgody twierdząc, że tam właśnie chce zorganizować festiwal historycznych rekonstruktorów.

Na Sacharowa władza się dobrze przygotowała. Ściągnięto znaczne siły policji i OMON-u, cały teren ogrodzono barierkami, wszyscy chcący demonstrować, dla bezpieczeństwa, musieli przejść przez bramki z detektorami do wykrywania metalu. Decyzja Nawalnego trochę zaskoczyła władze, ale zaraz potem oświadczono – wydano zgodę, więc demonstracja i tak się odbędzie, z Nawalnym czy bez niego. W nieznany sposób nagłośniono wzniesioną scenę, a pilnująca porządku policja zachęcała nawet do wystąpień. W tej sytuacji na scenę wchodził, kto chciał i wygłaszał mowę na dowolny temat. Ten moskiewski Hyde Park chciał przerwać jeden z organizatorów wiecu, zwracając policji uwagę, że to jego organizacja ma oficjalne pozwolenie na odbycie manifestacji i oni winni decydować, kto wygłasza przemówienia, ale został przez nią aresztowany. Podobnie zresztą, jak sam Nawalny, którego zabrano sprzed domu. Teraz media informują, że za zorganizowanie nielegalnej demonstracji (na Twerskiej) ukarany został 30 dniowym aresztem.

Na Twerskiej, gdzie władze zorganizowały w dniu święta narodowego (12 czerwca to rocznica uchwalenie przez zgromadzenie deputowanych ludowych w 1990 roku niepodległości Federacji Rosyjskiej) festiwal historyczny, zjawili się zwolennicy opozycji, głównie młodzież, z flagami narodowymi i zaczęli skandować hasła. Policja wkroczyła do akcji i rozpoczęło się wyłapywanie demonstrantów, pościgi, przepychanki. Wszystko po sąsiedzku z obozami wikingów, starymi kuźniami, w których wykuwano miecze dla staroruskich wojów czy miejscami pojedynków muszkieterów. Z czasem działanie policji stały się coraz brutalniejsze. W sieci obejrzeć można krótki filmik jak OMON-owiec bije w twarz mężczyznę, który wcale nie uczestniczy w proteście, a siedzi sobie spokojnie na tarasie jednej z kawiarni i pije kawę. Aresztowano praktycznie wszystkich, których udało się chwycić, w tym i dziennikarzy. Również i tych, którzy nie dość szybko przemieszczali się w stronę pobliskiej stacji metra. Ostatecznie, jak poinformowały czynniki oficjalne, zatrzymano wg. jednych doniesień 731 osób, wg. innych 866. Władze starają się też bagatelizować znaczenie akcji Nawalnego. Wg. ich informacji w Moskwie w proteście uczestniczyło jakieś 5 tys. osób, co przy ponad 2,5 miliona, które wzięły udział w oficjalnych uroczystościach jest niczym. Ale nawet oficjalne media informują, że demonstrantów było przynajmniej 30 tysięcy, co jest liczbą znaczącą zważywszy na to, że przez ostatnie miesiące władze starały się zrobić wszystko, aby zniechęcić do uczestnictwa w protestach.

Trzeba też odnotować, że demonstracje i wiece opozycji odbyły się w 187 rosyjskich miastach. W 102 przypadkach organizatorzy uzyskali pozwolenie na odbycie wieców, choć władze starały się robić wszystko, aby zniechęcić do uczestnictwa. I tak np. w Kazaniu wydały pozwolenie na jego odbycie – o 7 rano, jakieś 20 km od centrum. W drugiej rosyjskiej stolicy – Petersburgu, demonstracja potraktowana była podobnie jak w Moskwie. Otóż władze zgodziły się na odbycie wiecu, ale na peryferiach i zachęcały nawet zwolenników opozycji do uczestnictwa podstawiając bezpłatne autobusy. Jednak organizatorzy zmienili miejsce, za co natychmiast, jeszcze we własnych domach zostali aresztowani, zaś wszyscy, którzy pojawili się na „nielegalnym” wiecu byli zatrzymywani przez policję – w sumie ponad 500 osób, ale spotkać też można szacunki mówiące o 900 zatrzymanych. W całej Rosji policja zatrzymała ponad 2 tys. osób.

Gdybyśmy chcieli rekonstruować strategię obozu władzy wobec zapowiedzianych przez Nawalnego demonstracji, to wydaje się, że przyjęto scenariusz nękania, zastraszania, zniechęcania do uczestnictwa. Ale nie zdecydowano się na generalny zakaz i masowe aresztowania. Rzadko udzielający się publicznie dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa, generał Bortnikow, pytany przez dziennikarzy o ocenę demonstracji opozycji powiedział jedynie, iż w akcji Nawalnego nie dostrzega zagrożenia bezpieczeństwa dodając zarazem, że każdy musi przestrzegać prawa. Oficjalna narracja miała wyglądać następująco – Rosja jest demokratycznym państwem i każdy może demonstrować, ale przestrzegając prawo. Drugim zamysłem obozu władzy było zestawienie niewielkiej liczby demonstrujących z milionami uczestniczącymi w oficjalnych imprezach.

Od razu trzeba powiedzieć, że plan obozu władzy nie powiódł się. Na poziomie przekazu medialnego Nawalny ukradł im show. Uczestnicy wieców opozycyjnych brali udział w oficjalnych obchodach święta niepodległości Rosji, śpiewali hymn państwowy, obok skandowanych haseł antyputinowskich i antyrządowych, wznosili też odwołujące się do uczuć patriotycznych. Intencja organizatorów w jest oczywista – pokazanie, że władza nie ma monopolu na patriotyzm, zaś jej narracja, w myśl, której zwolennicy opozycji są finansowani przez zagranicę nie ma po prostu sensu. W Rosji, której zdecydowana większość obywateli uważa się za patriotów pozytywnie oceniających „odzyskanie” Krymu wytrącenie z rąk władzy argumentu patriotycznego ma olbrzymie znaczenie. Ponadto Nawalny dowiódł jak łatwo zmobilizować może Rosjan, nawet w obliczu przeciwdziałania władz, do protestów. I nie o liczbę uczestników w tym wypadku chodzi, ale o to, że wystarczył krótki komunikat o zmianie miejsca odbycia demonstracji w Moskwie i ludzie posłuchali. Świadczy to nie tylko o ich determinacji i woli sprzeciwu wobec polityki władz, ale również o tym, że przeciw obozowi władzy stoi inny obóz – opozycji, zorganizowany, zdeterminowany i składający się z kilkuset tysięcy (w skali Rosji) osób, które nie sposób zastraszyć. I co ważniejsze w większości, jak zauważają media, skupia ludzi młodych, choć w odróżnieniu od poprzedniej fali demonstracji, nie uczniów ostatnich klas liceów (w Rosji funkcjonują gimnazja), ale studentów i młodych absolwentów.

Komentator Moskiewskiego Komsomolca w tym, co się stało dostrzega, prócz determinacji Nawalnego również i inną jego cechę – absolutny, graniczący z cynizmem, brak poszanowania dla reguł prawnych. Ocenia to krytycznie, ale dostrzega, że władza ma w nim godnego siebie przeciwnika. Tak jak ona zdecydowanego na każdy krok celem osłabienia konkurentów. I snuje przy tym, w Rosji brzmiące złowieszczo, analogie do polityki Lenina w 1917 roku. W gruncie rzeczy podobnie politykę Nawalnego ocenia też komentator Nowej Gaziety, który argumentuje, że wczoraj w Rosji skończył się czas protestów przeciw polityce władz, a zaczął okres walki o władzę. W ocenie dziennikarza sympatyzującej z opozycją gazety to zmiana jakościowa - sile władzy przeciwstawiona została siła opozycji. Póki, co zdecydowaną przewagę ma Kreml, ale ta relacja sił może przecież ulec zmianie.

Już 10 września w Moskwie odbędą się wybory municypalne. I jak powiedział Radiu Swoboda znany opozycjonista Ilja Jaszyn (również zatrzymany w trakcie wczorajszych protestów) opozycja wystawi blok Solidarność, z list, którego i on będzie kandydował. Podobne wspólne przedsięwzięcia szykują się i w innych miastach. Sądząc po tym, w jakim tempie rośnie liczba komitetów popierających Nawalnego, spodziewać się można, wystawienia list (pod różnymi nazwami) w kilkuset miastach i miejscowościach.

Władze na święto państwowe przygotowały bogaty scenariusz – media cytowały wypowiedzi Putina o tym, że udało się powstrzymać (oczywiście za jego kadencji) degradację państwa, prywatyzacja stała się sprawiedliwa, liderzy wielu krajów przysyłają telegramy z życzeniami. Nie zapomniano też o wrogach – Putin opowiedział o tym, jak to Amerykanie wspierali Czeczenów – terrorystów i jak dzięki nim powstała Al. Kaida. Pamiętano o ludziach nauki i kultury, a także młodzieży, której rosyjski prezydent wręczał dowody osobiste. Coś miłego znaleźć mogli też czytelnicy prasy bulwarowej Władimir Władimirowicz opowiedział o relacjach ze swoimi zamężnymi córkami. W ten propagandowy scenariusz Moskwy wpisał się nawet reżyser Stone, którego film – wywiad z Putinem (a przynajmniej pierwsza część) miał właśnie wczoraj swą premierę (w USA). Ten znany z niezłomnej walki o demokrację reżyser nie zauważył wczorajszych demonstracji w Rosji. Może i dobrze, bo gdyby je wsparł, to frekwencja mogłaby znacznie spaść.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka