Marek Budzisz Marek Budzisz
1038
BLOG

Dzień powszedni, czyli rywalizacja, państwa NATO – Rosja, na wszystkich polach.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Rozpoczynający się dzisiaj na Sycylii szczyt państw grupy G 7 raczej na pewno nie zostanie zdominowany przez kwestie relacji z Rosją. Choć La Stampa utrzymuje, że Waszyngton może sondować zniesienie antyrosyjskich sankcji, to taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny. Po niedawnych zamachach spodziewać się raczej należy skupieniu uwagi na sprawach walki z terroryzmem oraz sytuacji w Syrii i Libii. Jeśli chodzi o Moskwę, to zapewne powtórzone zostaną, wypowiedziane kilka dni temu przez Trumpa, wezwania do wypełnienia postanowień mińskich. Ale Moskwa niewiele sobie z tego robi. Rzecznik Kremla Pieskow oświadczył właśnie, że Moskwie nie zależy na tym, aby wrócić do rozmów w formacie G 7 i koncentruje się nad uczestnictwem w najbliższym spotkaniu państw G 20, którego to forum jest pełnoprawnym uczestnikiem. Rosjanie mają nadzieję, że skupienie uwagi Zachodu na walce z terroryzmem pomoże przynajmniej „zejść z linii strzału”, a być może zbudować, jakąś formułę współpracy, która w ich rozumieniu zawsze oznacza uznanie ich interesów. Ale na razie Moskwa gasi mniejsze ogniska i przygotowuje się, najprawdopodobniej, do operacji o mniejszej skali. Czyli normalka, chleb powszedni, siłowników.

Francuski portal specjalizujący się w opisywaniu działań służb specjalnych Intelligence Online opublikował artykuł poświęcony zagrożeniom, przed jakimi stoi Malta w przeddzień przedterminowych wyborów parlamentarnych na tej śródziemnomorskiej wyspie. Otóż ustępujący premier Muskat (uwikłany w skandal finansowy związany z Panama Papers) powiedział publicznie, że służby wywiadowcze jego kraju zostały poinformowane przez Amerykanów, a także Brytyjczyków z Mi6, że Moskwa zamierza wpłynąć na wynik nadchodzących wyborów. Decyzja taka miała zapaść z tego powodu, że Kreml nie jest zadowolony z dotychczasowej linii politycznej reprezentowanej przez tego , jednego z najmniejszych, członka Unii Europejskiej. Chodzi mianowicie o to, że w trakcie ubiegłorocznego, pamiętnego, rejsu rosyjskiego lotniskowca Admirał Kuzniecow Valletta odmówiła rosyjskiej flotylli prawa zawinięcia do portów wyspy. A co gorsze, parlament kraju opowiedział się za zniesieniem wiz dla Ukraińców. Teraz Rosjanie mają, jak dowodzi premier Muskat, chęć wziąć rewanż. Portal podaje nazwiska dwóch Rosjan, przy czym jeden z nich jest obywatelem amerykańskim mieszkającym w Kalifornii, którzy niedawno pojawili się na Malcie z misją wpływu na zbliżające się wybory parlamentarne.

Opisując wczorajszy szczyt NATO rosyjska machina propagandowa nie mogła przepuścić takiej okazji. Media zauważyły jak podczas ustawiania się do zdjęć Donald Trump miał bezceremonialnie odsunąć debiutującego w tym gronie premiera Czarnogóry Markovicia. Ten ostatni uznaje całą sprawę za pozbawioną większego znaczenie, ale Rosjanie piszą o skandalu i chamstwie amerykańskiego prezydenta, bo najprawdopodobniej w ich rozumieniu, ten gest ma znaczenie symboliczne. Maleńka, niedysponująca znaczącą siłą zbrojną Czarnogóra będzie, w myśl przekazu dnia, w Sojuszu Północnoatlantyckim czymś na kształt popychadła. Znany ze swych tyleż stanowczych co buńczucznych wypowiedzi rosyjski senator Puszkow napisał tweeta, że w ten sposób Trump mimochodem pokazał miejsce nowego członka w Sojuszu Północnoatlantyckim. Gdyby ktokolwiek miał wątpliwości, że dla Czarnogóry wstąpienie do NATO to istny Armagedon i apokalipsa, Izwiestia publikują wywiad z liderem czarnogórskiej, prorosyjskiej, opozycji Milanem Kneżeviczem. Otóż jego zdaniem wyasygnowanie z budżetu na cele obronne 2 % PKB (70 mln euro), a dodatkowo ponoszenie kosztów na czarnogórski kontyngent w Afganistanie (11 mln euro) i wyekwipowanie za 150 mln euro 600 osobowego batalionu mającego służyć w misjach Sojuszu skończy się dla Czarnogóry ekonomiczną katastrofą. Czarnogórski opozycjonista nie wyjaśnia, dlaczego te wydatki należy traktować rozdzielnie, ani nie precyzuje, w jakim czasie jego kraj miałby je ponosić. Chodzi chyba o coś zupełnie innego – otóż opowiada się on za stworzeniem regionalnego porozumienia państw „neutralnych”, złożonego z Serbii, Czarnogóry, Macedonii i Bośni. I taka jest też linia rosyjskiej dyplomacji, której Kneżevicz jest w tym momencie wyrazicielem – lokalne porozumienia obronne faktycznie uniemożliwiają rozszerzanie NATO i dlatego warto je promować i wspierać.

Rosjanie zorganizowali w tych dniach dwa spotkania międzynarodowe, mające być najprawdopodobniej ich odpowiedzią na szczyt NATO i spotkanie państw G 7 na Taorminie. W piątek odbył się konwent premierów Wspólnoty Niezależnych Państw, a dzisiaj rozpoczyna się zjazd ministrów obrony. Odpowiadający za sprawy wojskowe spotykają się w kirgiskim Biszkeku, a niedaleko w Tadżykistanie rozpoczynają się właśnie manewry wojskowe opatrzone kryptonimem Duszanbe – Antyterror 2017, podczas których Rosjanie chcą zaprezentować możliwości swego systemu przeciwrakietowego Iskander – M. Trzeba też pamiętać, że wojskowy wymiar współpracy w ramach Wspólnoty Niezależnych Państw to przede wszystkich objęcie przez Rosję obroną przeciwlotniczą i przeciwrakietową państw, z byłego ZSRR, które nie dysponują takimi siłami. Co roku Rosjanie, wg. oficjalnych danych przeznaczają na ten cel 2 – 3 mld rubli. Dodatkowo chronią, coraz bardziej niebezpieczną granicę z Afganistanem, która tylko w Tadżykistanie ma 1300 km długości. Zapowiedziane właśnie przez NATO przystąpienie do koalicji mającej walczyć z ISIS oraz spodziewane wysłanie przez państwa członkowskie dodatkowego kontyngentu do Afganistanu doprowadzi do sytuacji przechodzenia uzbrojonych grup islamistów do państw sąsiednich. Mówił o tym niedawno w wywiadzie prasowym były prezydent Kirgistanu Akajew. Rosjanie chcą się przed tym zabezpieczyć. Ale jest też i inny aspekt całej sprawy. Na spotkaniu z Trumpem w saudyjskim Rijadzie był również prezydent Tadżykistanu Rachmanow, a zwiększenie obecności państw NATO w Afganistanie skutkować może, tak jak już to miało miejsce w czasie amerykańskiej interwencji w tym kraju „wzrostem pokus”, wybrania bardziej niezależnego kierunku przez liderów takich państw jak właśnie Kirgistan, Tadżykistan o Uzbekistanie nie wspominając. Tadżykistan jest dość niepewny. W czasie ostatnich obchodów zakończenia II wojny światowej, kiedy w wielu krajach na świecie Rosjanie organizowali uroczystości, polegające najczęściej na przemarszu z flagami i wizerunkami poległych Duszanbe nie wydało na taką imprezę zgody. Powód? Islam zabrania obnoszenia się z wizerunkami. I wydaje się, że takiemu "wzrostowi samodzielności"  Rosjanie chcą zapobiec ogłaszając przejście do następnego etapu integracji systemów obronnych państw regionu i Rosji. Teraz planuje się również objęcie ich  zwiadem elektronicznym i obroną kosmiczną.

Spotkanie głów państw Wspólnoty Niezależnych Państw w Kazaniu, odbędzie się (26.05.2017) bez udziału premiera tego kraju Filipa, który odmówił uczestnictwa. Decyzja ta, oficjalnie jest odpowiedzią na szykany, jakimi poddani byli przez rosyjskie służby graniczne mołdawscy śledczy chcący wyjaśnić udział rosyjskich służb specjalnych w zorganizowaniu i prowadzeniu, olbrzymiej afery nielegalnego transferu kapitałów na Zachód i prania brudnych pieniędzy, nazywanej Mołdawską Pralnią. Warto przypomnieć, że chodzi o przeszło 20 mld dolarów. Ale rzeczywistą przyczyną tej absencji jest nasilająca się walka między prozachodnim obozem kontrolującym parlament i rząd, a pro-moskiewskim prezydentem Dodonem. Ten ostatni z wściekłością przyjął decyzję odmowy uczestnictwa premiera w kazańskim spotkaniu i polecił, aby Mołdowa reprezentowana była przez ambasadora w Moskwie, wywodzącego się z jego obozu. Dodon jest niezwykle aktywny w dziele zbliżania swego kraju do Moskwy. Tylko obecnie w Rosji przebywa delegacja aparatu prezydenta w skład, której wchodzą jego doradcy  ds. bezpieczeństwa. Inna grupa doradców - ds. gospodarczych przebywa w Moskwie i pracuje nad umowami handlowymi mającymi w efekcie zwiększyć eksport do Rosji. Generalnie chodzi o to, że zgrupowane wokół Dodona siły prorosyjskie chcą stworzyć wrażenie, wśród wyborców, że Moskwa może przyczynić się do wzrostu gospodarczego Mołdowy oraz objąć ją swym parasolem ochronnym. Gra się też na nastrojach nacjonalistycznych. Dodon proponuje integrację Naddniestrza z Mołdową na warunkach federacyjnych, co bez zgody Moskwy nie jest możliwe. Ale druga strona mołdawskiej układanki też nie próżnuje. Lider prozachodnich demokratów, którzy demokratyczni są tylko z nazwy, oligarcha Płachotniuk oświadczył niedawno, że jego kraj powinien iść drogą Ukrainy. Miał na myśli wyłączenie rosyjskich nadajników i przerwanie retransmisji rosyjskiej telewizji, po to, aby wyzwolić kraj od oddziaływania propagandy. Jeden z kontrolowanych przezeń kanałów mołdawskiej telewizji retransmituje program rosyjski, może, więc zacząć od siebie. A dodatkowo wezwał urzędującego prezydenta do powściągliwości w prorosyjskich aktach strzelistych, bo taki brak umiaru doprowadzić może, jego zdaniem, do impeachmentu. Te ostatnie deklaracje obserwatorzy lokalnej sceny politycznej wiążą z wizytą Płachotniuka w Stanach Zjednoczonych. Nie wiadomo, z kim i o czym tam rozmawiał, ale wrócił w wyraźnie bojowym nastawieniu.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka