Marek Budzisz Marek Budzisz
1699
BLOG

Jedwabny Szlak, na chińskich, nie rosyjskich, warunkach.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Dziś odbywa się spotkanie przedstawicieli państw OPEK, oraz krajów niebędących członkami kartelu. Ostatnio mówiło się, że do porozumienia dołączyć mogą kraje, które do tej pory trzymały się nieco z boku – Turkmenistan, Egipt i Norwegia. Celem spotkania jest przedłużenie do marca przyszłego roku obowiązującego porozumienia w sprawie ograniczenia wydobycia ropy. Choć interes producentów jest oczywisty – utrzymanie względnie wysokiego poziomu cen, zagrożenia są przynajmniej dwa. Po pierwsze już pojawiły się oskarżenia, najpierw wobec Rosji, a teraz Arabii Saudyjskiej, że mimo umowy wcale nie zmniejszyły tempa, w jakim pompują ropę. I wreszcie ostatnio prezydent Trump polecił sprzedać około połowy amerykańskich rezerw ropy na rynku światowym. A to z pewnością nie wpłynie na podwyższenie ceny surowca, co najwyżej trzeba spodziewać się jej stabilizacji, tak przynajmniej uważają analitycy rynku.

Z perspektywy rosyjskiego budżetu nie jest to dobra informacja – deszcz petrodolarów raczej nie spadnie. Wydaje się również, że ograniczenia budżetowe dotykać zaczynają „oczko w głowie” Kremla – program modernizacji rosyjskich sił zbrojnych. Z czego można to wnosić? Ostatnio zakończyła się coroczna konferencja prezydenta Putina i przedstawicieli armii oraz kompleksu wojskowo – przemysłowego. Spotkania organizowane są od 2013 roku regularnie, nawet dwa razy w roku, i zawsze media szeroko informowały o tematach odbywających się dyskusji. W tym roku – zupełnie inaczej – sowierszenno sekretno – cicho sza, o niczym nie informujemy. Dziennikarze twierdzą, że Kreml doszedł do wniosku, iż nie ma potrzeby zdradzać swoich planów potencjalnym przeciwnikom. Wydaje się, że możliwe jest i inne wyjaśnienie tej tajemniczości. Otóż wicepremier Rogozin, odpowiadający za rosyjskie zbrojenia i nadzorujący 1350 firm sektora, powiedział, że w najbliższych latach Rosja odejdzie od polityki, jaką realizuje teraz – modernizacji uzbrojenia będącego na wyposażeniu armii, na rzecz konstruowania nowych generacji broni. Z tym, że modernizuje się niemal „z marszu”, zaś konstruowanie nowych rodzajów broni wymaga czasu i pieniędzy.

Jak w praktyce może to wyglądać można było się przekonać na przykładzie projektu budowy szerokokadłubowego samolotu pasażerskiego nowej generacji. Ma on stać się konkurentem dla produktów Airbusa i Boeinga, a biuro zajmujące się tym przedsięwzięciem otworzono właśnie w Szanghaju. Mamy do czynienia ze wspólnym chińsko – rosyjskim przedsięwzięciem. Chińczycy, w odróżnieniu od Rosjan nie są liderami w tej branży, nie konstruują nowych samolotów, ani ich nawet w większej skali ich nie produkują. Ale założona firma w praktyce kontrolowana będzie przez Chińczyków. Nowy podmiot odpowiadał będzie za wszystko – plany konstrukcyjne, marketing, design, serwis, kierowanie projektem. Samolot ma być składany w Szanghaju. Projekt obliczany na 13 mld dolarów, przez specjalistów z branży, w tym i rosyjskich, oceniany jest, mimo publicznych deklaracji, za wychylony w stronę Pekinu. Jedynym ściśle rosyjskim komponentem ma być myśl techniczna – biuro konstrukcyjne, wg. ostatnich informacji podawanych przez Agencję Reutera, ma znajdować się pod Moskwą. Ale tym akurat Chińczycy nie dysponują. Na innych, polach, tam gdzie liczy się kapitał, tania siła robocza, przewagi konkurencyjne dość bezwzględnie wykorzystują oni swoje atuty. Tam gdzie Rosjanie ze względu na brak kapitału i zachodnie sankcje (dostęp do rynków) nie dają rady realizować samodzielnych projektów, tam wchodzą Chińczycy. Ale zawsze na trudnych dla partnerów warunkach.

Dobrym przykładem jest tutaj projekt budowy linii kolejowej Moskwa – Kazań, która miała być jednym z flagowych przedsięwzięć współpracy między obydwoma krajami w związku z Nowym Jedwabnym Szlakiem. W ostatnich dniach rosyjskie państwowe koleje wystąpiły do Chińskiego Banku Rozwoju finansującego projekt z wnioskiem o zwiększenie zaangażowania i zmniejszenia oprocentowania. Dziś Rosjanie muszą płacić 4 % i ich zdaniem, mając na względzie ceny kredytów infrastrukturalnych to zdecydowanie zbyt dużo. Ale przyjdzie im najprawdopodobniej poczekać. W Chinach wiosną przyszłego roku będą miały miejsce zmiany w kierownictwie resortów gospodarczych i wiodących instytucjach finansowych. Do tego czasu, jak argumentują analitycy, żadne decyzje nie zostaną podjęte. Rosyjscy dziennikarze przytaczają też inny, ciekawy argument. Otóż ich zdaniem uzyskanie zgód Chińczyków na poprawę warunków kredytu może nie być łatwe w obliczy zakończonej niedawno w Chinach antykorupcyjnej akcji w instytucjach finansowych. Czyżby sugerowali, że Rosjanie dają łapówki? A może odwrotnie?

Ale ta ostrożność Chińczyków w podejmowaniu decyzji o finansowaniu projektów w Rosji nie idzie w parze z ich determinacją, dynamiką i zdecydowaniem, jeśli chodzi o inne, sąsiednie kraje.

16 maja przebywała w Chinach delegacją Białorusi z ministrem gospodarki Zinowskim na czele. Po rozmowach, jakie prowadził on z kierownictwem chińskich kolei państwowych poinformował, że Mińsk, gotów jest oddać (takiego sformułowania użył) Pekinowi tereny potrzebne na budowę szybkiej kolei od granicy polsko – białoruskiej, przez Mińsk, do granicy z Rosją w okolicy Smoleńska. Szacuje się, że cały projekt kosztował będzie ok. 17 mld dolarów. Sfinansują go Chińczycy kredytami na preferencyjnych warunkach. Chińczycy już pożyczyli Białorusi 300 mln juanów (około 45 mln dolarów) na sfinansowanie prac projektowych. Rosjanie uważają, że jeśli Chińczycy zbudują najpierw linię kolejową na Białorusi, to wzmocnią presję na Moskwę, zarówno co do przebiegu, jak i swego zaangażowania w połączenie Białoruś – Moskwa – Kazań.

Podobnie po drugiej stronie nowego szlaku komunikacyjnego. W czasie niedawnego pekińskiego spotkania państw Jedwabnego Szlaku, zarówno Kirgizja, jak i Uzbekistan zawarły umowy z Chinami na budowę linii kolejowych. Uzbecy informowali o umowach o wartości 23 mld dolarów. Kirgiski prezydent Atambajew, porozumiał się z prezesem chińskiej firmy specjalizującej się w budowie mostów i linii kolejowych o warunkach rozpoczęcia budowy. I w tym wypadku kredyty dostarczą również chińskie instytucje finansowe. Jeszcze trwają dyskusje, co do przebiegu trasy i warunków finansowania. Ze strony kirgiskiej opozycji słyszy się głosy, że Chińczycy mogą podyktować trudne warunki. Sfinansują kolej, ale nie będzie ona tak długą, jak chciałby władze w Biszkeku, bo musi być rentowna. A dodatkowo domagać się będą sprzedaży firm mogących obsługiwać ruch towarowy i dostępu do bogactw naturalnych kraju. Rosjan w całym przedsięwzięciu niepokoi, co innego. Otóż Pekin chce budować tory według europejskiego standardu, czyli w rozumieniu Moskwy, wąskie. A to oznacza, że, jak dowodzą rosyjscy specjaliści zmieni się geostrategiczna sytuacja regionu, a nawet całej Syberii. Rosjanie do tej pory, właśnie ze względów strategicznych, byli przeciwnikami budowy linii kolejowej Chiny – Kirgizja – Uzbekistan. Nadal podtrzymują ten punkt widzenia, ale są bezradni. Obserwują, jak Kirgizja w coraz większym stopniu staje się gospodarczo zależna od swego wielkiego, południowego sąsiada. Połowa zagranicznych długów Biszkeku znajduje się dziś w rękach Pekinu, Chińczycy zbudowali też dwie rafinerie, pomagają budować drogi, a teraz dochodzi linia kolejowa.

Po drugiej stronie Morza Kaspijskiego też sporo się dzieje. Budowana z Chin i Kazachstanu linia kolejowa miałaby przebiegać przez Kirgistan, Turkmenistan i za pośrednictwem połączeń promowych dotrzeć do Azerbejdżanu.

Wczoraj, z jednodniową roboczą wizytą, przebywał w gruzińskiej stolicy, premier Turcji Yldirim. Oficjalnie wizyta związana była z rocznicą ustanowienia wzajemnych relacji dyplomatycznych i przygotowaniem czerwcowej wizyty prezydenta Erdogana, ale przy tym sporo mówiło się o sprawach gospodarczych i strategicznych. Przy czym w tym rejonie świata jedne najczęściej łączą się z drugimi. Otóż potwierdzono wolę budowy linii kolejowej Stambuł – Kars – Tbilisi – Baku, czyli końcówki trasy budowanej w Kirgizji. Ale przy tym padło sporo deklaracji na temat sojuszu Turcji – Gruzji i Azerbejdżanu, również o charakterze militarnym. Władze Gruzji zabiegają o to, aby orędownikiem jej planów wstąpienia do NATO stała się Ankara. I wygląda na to, że ta ostatnia skłonna jest podjąć się tej roli. Czyżby skutek spotkania Erdogan – Trump w Waszyngtonie i bliskowschodniej podróży amerykańskiego prezydenta konstruującego sojusz sił lokalnych o wyraźnie anty irańskim obliczu?

Rosjanie liczyli, że przechwycą znaczącą część kontenerowego ruchu towarowego płynącego z Chin. Jedna z odnóg miała być skierowana, po tym jak towary opuszczą Turkmenistan, do rosyjskich portów nad Morzem Kaspijskim, które dziś przeżywają, łagodnie to nazywając, trudne chwile. Według oficjalnych danych w ciągu pierwszych czterech miesięcy tego roku nastąpił tam, katastrofalny spadek przeładowanego tonażu – o 48,4 %. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę np. port w Machaczkale, to tam już mamy 73,3 % mniej. A to Dagestan, rejon, co tu dużo mówić mało stabilny. Ten akurat port specjalizujący się historycznie w przeładunku ropy naftowej stracił większość klientów, którzy poszli do Baku. Powód był prozaiczny – o ile normy dopuszczają maksymalnie 0,5 % zawartość wody w ropie, to tam regularnie było od 5 do 10 %. Rosyjscy analitycy są przekonanie, że głośne plany zbudowania przez Rosję „kaspijskiego hubu” transportowego są mrzonką. Rosjanie nie wytrzymują konkurencji z innymi – bardziej elastycznymi, bardziej zdeterminowanymi i wreszcie dla Chińczyków wygodniejszymi, bo słabszymi partnerami.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka