Marek Budzisz Marek Budzisz
913
BLOG

Syria, NATO, Ukraina – agenda Trumpa na najbliższy tydzień.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Rosyjskie media dostrzegły zmianę tonu syryjskiego reżimu wobec Kurdów. Izwiestia cytują wypowiedź członka komisji spraw zagranicznych parlamentu w Damaszku. Powiedział on mianowicie, że władze liczą na to, iż zdominowane przez Kurdów siły oblegające nieformalną stolicę DAESZ - Rakkę, po jej spodziewanym niedługo zdobyciu, zwrócą kontrolę nad miastem prawowitym (czytaj Asadowskim) władzom. Przy czym syryjscy oficjele powołują się na praktykę lat wcześniejszych, kiedy tego rodzaju przekazywanie suwerenności miało miejsce.

Ale pewności nie ma. Kurdowie deklarują, że po zajęciu miasta o jego przyszłości zdecydują sami jego mieszkańcy w trakcie swobodnej debaty. Jednak Rosjanie wiedzą, że ostatnia decyzja prezydenta Trumpa o dostawie Syryjskim Siłom Demokratycznym (organizacja zdominowana przez Kurdów) ciężkiego uzbrojenia jest znaczącym krokiem politycznym. Również i z tego powodu, że Amerykanie nie zawahali się zaryzykować konfliktu ze swym dotychczasowym głównym sojusznikiem w regionie – Turcją. Świadczyć to ma o tym, że Waszyngton chce uczynić z sił kurdyjskich i szerzej, z faktycznie powołanego do życia państwa Kurdów jeden z filarów stabilizacji regionu. Zdaniem Georga Friedmana, założyciela portalu Geopolitical Futures, Stany Zjednoczone przystępują właśnie do przebudowy swego systemu sojuszy na Bliskim Wschodzie. Nie oznacza to porzucenie, czy skonfliktowanie się z dawnymi sojusznikami (Turcja, Izrael, Arabia Saudyjska), ale jednoczesną współpracę z nowymi siłami takimi jak Kurdowie, czy nawet Iran, który jest główną siłą wspierającą Irakijczyków walczących z ISIS w okolicach Mosulu. Wyższy urzędnik administracji prezydenta Buscha (młodszego), Michael Doran, napisał niedawno, że Stany Zjednoczone, a ma na myśli nową administrację republikańską, wyciągnęły wnioski i sporo nauczyły się od Rosjan. I być może doprowadzi to do ukształtowania „bliskowschodniej doktryny Trumpa”. Nie będzie ona, jego zdaniem ani błyskotliwa, ani też intelektualnie inspirująca, jak za czasów prezydenta Obamy. Ma za to szanse być skuteczna. Amerykanie będą, mniej liczyć na siłę swego soft power, a bardziej na stare sprawdzone narzędzia – obecność militarną i pomoc sprawdzonym sojusznikom. To, że to nadal skuteczne instrumenty polityki w tym regionie świata nauczyć się mieli właśnie od Rosjan. Ograniczone użycie sił zbrojnych, utrwalenie tradycyjnych sojuszy, to zdaniem Dorana, skuteczne narzędzia, jakimi posługuje się Putin w Syrii. Teraz idzie o to, aby Ameryka odpowiedziała tym samym.

Ale to nie jedyne istotne wydarzenia, jakie mają miejsce w Syrii. Otóż rozpoczął się proces nazywany deeskalacją konfliktu. Polega on m.in. na tym, że opozycjoniści wobec reżimu Asada z kontrolowanych przez siebie enklaw w okolicach Damaszku ewakuowani są z bronią w ręku i z rodzinami do północnej i kontrolowanej przez Turków prowincji Idlib. W oczywisty sposób można porównać to do „przegrupowania sił”, ale również do próby budowania przez Ankarę, kontrolowanego przez własne siły zbrojne i lokalnych sprzymierzeńców, pasa buforowego obejmującego niektóre syryjskie prowincje.

Zdaniem Jonathana Spyera, z Foreign Policy, który niedawno odwiedził Damaszek i rozmawiał z przedstawicielami reżimu, nie ma on żadnego pomysłu, w jaki sposób przywrócić jedność kraju w sytuacji militarnego sukcesu. To sytuacja czysto teoretyczna, po w pięć miesięcy po zdobyciu Wschodniego Aleppo rebelianci trzymają się mocno m.in. w prowincjach Idlib, Latakia, Homa, na północy Aleppo. Dziś Syria w praktyce podzielona jest na siedem enklaw – prócz terenów kontrolowanych przez Asada na zachodzie, trzy ogniska opanowane przez powstańców, dwie prowincje w rękach Kurdów i ziemie pozostające nadal w rękach ISIS. Nie licząc oczywiście słabo zaludnionych i obejmujących sporą część kraju prowincji pustynnych o kontrolę, nad którymi mało, kto zabiega. Na południowym wschodzie są zaś Amerykanie i Brytyjczycy. Zdaniem Spyera, władze w Damaszku hołdują nadal teoriom spiskowym i uważają, że sytuacja, w jakiej się znalazł kraj jest wynikiem syjonistycznego spisku – chodziło o to, aby Syrię podzielić na kantony i w ten sposób osłabić. Niezależnie od tego jak zapatrujemy się na tego rodzaju widzenie świata, podział kraju staje się faktem. Reżim nie dysponuje siłami, które pozwoliłyby mu podyktować swoje warunki. A wszystkie karty, jakimi jeszcze dysponuje znajduje się w ręku Moskwy, która zdaniem amerykańskiego dziennikarza, osiągnęła już swoje zasadnicze cele polityczne. Jakie? Zagwarantowała bezpieczeństwo swej bazy wojskowej w prowincji Latakia, przetrwanie sprzymierzonego z nią reżimu, zademonstrowała skuteczność swych sił militarnych i sprawność uzbrojenia i zapewniła sobie, że rokowania w sprawie uregulowania konfliktu nie odbędą się bez jej udziału. Rozstrzygnięcie sytuacji w Syrii manu militari, wymuszałoby użycie przez Rosję znacznie większych sił i nie gwarantowało pozytywnego finału. Po co mają to robić? W takiej sytuacji zamrożenie konfliktu i faktyczny podział Syrii na kontrolowane przez różne siły i państwa prowincje może być z punktu widzenia Moskwy najlepszym rozwiązaniem. Wiele wskazuje na to, że zbliżające się spotkanie Trump – Putin, między innymi i temu będzie poświęcone.

Trwająca właśnie bliskowschodnia i europejska podróż prezydenta to nie tylko kontrakty zbrojeniowe. Choć informacja o planowanych zakupach przez Arabię Saudyjską uzbrojenia o wartości przekraczającej 100 mld dolarów zdominowała medialny przekaz. Aby być precyzyjnym należałoby dodać, że na razie podpisano umowy o dostawach broni wartości 12,5 mld dolarów, pozostałe to listy intencyjne, które wraz z upływem czasu mogą, ale oczywiście nie muszą, przybrać kształt formalnych kontraktów. Analitycy dostrzegli jednak, że Amerykanie chcą dostarczyć Rijadowi system THAAD, do tej pory sprzedawany wyłącznie najbliższym sojusznikom. Donald Trump w saudyjskim Rijadzie spotka się dziś z 50 przedstawicielami wyższego duchowieństwa muzułmańskiego. Nie ma on łatwej pozycji. Nie zapomniano tam jego słów na temat nienawiści Islamu wobec świata Zachodu i działań zmierzających do zakazania wjazdu na terytorium Stanów Zjednoczonych obywatelom kilku państw muzułmańskich. Słowa te, i posunięcia, odebrane zostały, jako dyskryminujące. Teraz przyjdzie to wszystko, w jakimś stopniu odszczekiwać. Katarska Al-Jazira, powołuje się na wypowiedź generała McMastera, który powiedział, że wystąpienie Trumpa, będzie „bezpośrednie i inspirujące”. Zobaczymy. Nie ulega jednak wątpliwości, że Stany Zjednoczone zamierzają uspokoić swych tradycyjnych sojuszników – zmiany w polityce będą (Kurdowie, współpraca z Iranem w Iraku), ale nie nastąpi odwrócenie aliansów.

Podobne przesłanie amerykański Prezydent wiezie do Izraela, czego symboliczny wymiar ma mieć zapowiedź przeniesienia ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy. Co ciekawe, agencje nie zauważyły, że ostatnio podobnej treści oświadczenie złożył również minister Ławrow.

I wreszcie koniec podróży Trumpa, to spotkanie z państwami NATO oraz zjazd Grupy G-7 w sycylijskiej Taorminie. W mijającym tygodniu aktywna była też, organizująca szczyt NATO dyplomacja Niemiec. Minister Spraw Zagranicznych Gabriel był w Waszyngtonie, zaś kanclerz Merkel spotkała się z prezydentem Ukrainy. Nietrudno domyślić się, co było głównym przedmiotem rozmów. Z jednej strony umocnienie relacji sojuszniczych, z drugiej zaś sytuacja na wschodzie Ukrainy. Niemiecki minister spraw zagranicznych miał powiedzieć w Waszyngtonie, że jeżeli slogan America First ma coś znaczyć, to przede wszystkim uczynienie z kwestii bezpieczeństwa europejskiego absolutnego amerykańskiego priorytetu. A to musi oznaczać umocnienie NATO. Gabriel nadal jednak jest sceptyczny, co do potrzeby wydawania przez każdy kraj sojuszu 2 % swego PKB na zbrojenia. Mówi raczej o poprawie efektywności już ponoszonych wydatków. A to oznaczać może w ustach polityka niemieckiego powrót do integracyjnych programów sektorów obronnych i sił zbrojnych w ramach państw należących jednocześnie do Unii i do NATO. Niemiecki minister występujący na obchodach rocznicy ogłoszenia Planu Marshalla zaakcentował w swym wystąpieniu to, że powojenna odbudowa Europy leżała w interesie Stanów Zjednoczonych. Obserwatorzy uważają, że Niemcy będą namawiały najpotężniejsze państwa świata skupione w G 7 do powtórzenia, w innym oczywiście kształcie, tego programu dla Ukrainy, Mołdowy, a może nawet Białorusi.

Jak informuje ukraiński Dień, rozmowa Merkel i Poroszenku, w trakcie ich wczorajszego spotkania, na świeżym powietrzu, podczas spaceru po parku, dotyczyła dwóch spraw – aktywizowania „mińskiego” formatu oraz większego zaangażowania się państw G 7 w ukraińskie reformy. W obydwu tym obszarach Niemcy mają być orędownikami ukraińskich interesów.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka