Marek Budzisz Marek Budzisz
1177
BLOG

Rosja – przekleństwo gazu i ropy.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Przebywający w Pekinie Władimir Putin znalazł czas, aby wypowiedzieć się w kwestii „pereł w koronie” rosyjskiej gospodarki. Otóż pytany o realizację zamysłu rządu, iż państwowe firmy wypłacać będą w postaci dywidendy 50 % wypracowanego zysku, odparł, że w przypadku Gazpromu politykę tę trzeba będzie zmienić. W jego opinii połowa zysku firmy, to nie realne strumienie pieniędzy, a zapisane w księgach różnice kursowe. I w związku z tym nie powinno być mowy o tak wysokiej dywidendzie. Po tym nowatorskim wykładzie zasad rachunkowości (różnica kursowa to różnica między wartością transakcji zapisanej w księgach w rodzimej walucie a rzeczywistym przychodem, powstałym po tym jak pieniądze wpłyną na konto i zostaną faktycznie przeliczone) kurs akcji Gazpromu spadł, jako, że w 2016 roku firma osiągnęła 951,6 mld rubli zysku, z czego 453,7 mld stanowił zysk nadzwyczajny z tytułu różnic kursowych. Co ciekawe prezydent Putin oświadczył przy okazji, że rządowa regulacja o wypłacie 50 % zysku w postaci dywidendy nie jest jeszcze zatwierdzona i wcale nie wiadomo czy będzie.

Ta z kolei informacja musiała zmartwić rząd, jako, że po pierwszych czterech miesiącach roku deficyt budżetu osiągnął 515,5 mld rubli, co stanowi więcej niż 10 % zrealizowanych dochodów (4 762 mld rubli). Nie jest, więc bogato, i rząd czekał na te pieniądze.

Ale mimo tego, jak donosi prasa. Przedstawiciele rządu zasiadający w radzie nadzorczej Rosnieftgazu otrzymali instrukcję, aby w przypadku tej firmy przegłosować, że w tym roku dywidend nie będzie. Rosnieftgaz, jest podmiotem na rachunki, którego wpływają dywidendy z Gazpromu, Rosnieftu i Inter RAO (energia elektryczna). Firma jest w 100 % własnością państwa, a najwięcej w niej ma do powiedzenia wpływowy na Kremlu doradca Putina Igor Sieczin. Co ciekawe, w tym przypadku, powodem, dla którego państwo nie zobaczy dywidend są też różnice kursowe, tylko, że odmiennie niż w przypadku Gazpromu w tym przypadku przyczyniły się one do straty a nie do zysku.

Poruszane tu kwestie mają dwa wymiary. Ekonomiczny jest oczywisty, ale również warto spojrzeć na podjęte decyzje z punktu widzenia polityki rosyjskiej. Dziennikarze w Rosji, szczególnie ci o bardziej opozycyjnym nastawieniu, od dawna argumentują, że firmy z sektora wydobycia i przesyłu surowców energetycznych stanowią w Rosji specjalną kastę, zaś ich managerowie niezwykle silną grupę wpływu. Nie na darmo w publikowanych, co miesiąc rosyjskim rankingu najbardziej wpływowych ludzi regularnie pierwsze miejsce zajmuje prezes Gazpromu Miller, a w czołówce zawsze znajduje się jego kolega z Rosnieftu Sieczin. Ta symbioza jest tak silna, że czasem trudno rozróżnić, czy zajmują się oni biznesem, czy polityką i sprawami państwowymi. Na tym poziomie w Rosji wszystko zlewa się w jedno.

Ale jest też druga strona tego zagadnienia. A mianowicie pytanie czy dla rosyjskiej gospodarki taka dominacja sektora wydobywczego to zjawisko korzystne. Tu odpowiedź już nie jest tak oczywista. Ale nawet w kwestiach z pogranicza polityki i gospodarki wpływ sektora nie zawsze jest dobry. Rosji zależy na wyższych cenach ropy naftowej na światowych rynkach. I dlatego pod koniec ubiegłego roku, wraz z kartelem OPEC, którego nie jest członkiem zdecydowała się na redukcje wydobycia. Umowa kończy się w maju i teraz przystępuje się do rozmów o jej nowym kształcie. Pierwotnie myślano nawet o dalszych cięciach – kurs baryłki ropy nadal nie jest imponujący, ale teraz przecieki wskazują raczej na możliwość przedłużenia jej na następne kilka miesięcy. Co ciekawe prezydent Putin w jednej ze swych publicznych wypowiedzi powiedział nawet, że nie jest pewne czy Rosja kontynuowała będzie politykę zmniejszania wydobycia. Musiał to zaraz korygować odpowiedzialny za sektor minister Nowak, ale sygnał poszedł i teraz komentatorzy zastanawiają się na ile Putin wspiera sektor zainteresowany wzrostem wydobycia a na ile rząd, chcący podwyższenia ceny.

Gdyby rosyjski Rosnieft stanowił ilustrację kondycji i polityki całej branży, to z cięcia wydobycia nic by nie wyszło. Jak właśnie zameldował, w pierwszym kwartale tego roku jego produkcja była wyższa niźli w 2016 roku. I to nawet w stopniu większym niż przewidywali to analitycy. Średniodobowe wydobycie wyniosło 5,79 mln baryłek ropy i było o 11,1 % większe niźli rok wcześniej. Rzutując ten wynik na cały rok oznacza to wzrost produkcji o 13 %. Co prawda w listopadzie, już po wejściu w życie porozumienia z OPEC zmniejszono tempo, w jakim pompuje się ropę – o 70 tys. baryłek na dobę, ale głównie przyczyniła się do tego zła pogoda. Tak w praktyce wygląda ograniczanie produkcji. Ale firma, na czele, której stoi Sieczin rządzi się specjalnymi prawami, ma specjalne przywileje, ale również specjalne obowiązki. I tak np. intensywnie inwestuje w przygotowania do eksploatacji arktycznego szelfu kontynentalnego. Nie ważne, że zdaniem wielu analityków aktualna cena ropy czyni wydobycie na tych terenach nieopłacalnym, ale to projekt wagi państwowej i firma do 2021 roku chce na to wydać bez mała 4,5 mld dolarów.

A jak to wygląda z punktu widzenia całej rosyjskiej gospodarki? Deszcz petrodolarów, jaki spadł na Rosję w trakcie poprzedniej kadencji Władimira Władimirowicza wcale nie był dla niej korzystny. Taki wniosek formułują analitycy moskiewskiego Centrum Carnegie, którzy przebadali doświadczenia krajów z dominującym sektorem wydobycia węglowodorów. Przy czym analizowali zarówno te z nich, które mogą uchodzić za przykłady sukcesu (Norwegia), jak i takie, które trudno do takiej grupy zaliczyć (Wenezuela). Przebadali też przypadek Rosji. Do jakich spostrzeżeń doszli? Dla Rosji niewesołych. Badanie doświadczeń 20 krajów doprowadziło ich do wniosku, że napływ petrodolarów do gospodarki zawsze prowadzi do jej deformacji. W Rosji zjawisko to jest niezwykle silne. I można mówić nie tylko o wpływie na gospodarkę, ale na całą strukturę państwa. Zacznijmy od gospodarki. Ich zdaniem w ostatnich 15 latach zarysował się w Rosji istotny trend – cena ropy naftowej rośnie, rośnie też gospodarka. Przy czym nie jest istotne, z jakiego poziomu wyjściowego startuje. Rosyjski wzrost gospodarczy w 99% zależy od wzrostu ceny ropy. Ale podobnie zachowuje się kurs rubla i dochody ludności – ropa w górę rubel umacnia się, a dochody rosną. Ale nie rosną równomiernie. I tu zdaniem analityków przejawia się słabość państwa rosyjskiego. Państwa żyjące z wydobycia i eksportu węglowodorów stosują generalnie rzecz biorąc dwie polityki „zdjęcia” nadwyżki pieniędzy związanych z wysokimi cenami i zyskami firm sektora. Albo pobierając wyższe dywidendy i opodatkowując specjalnymi stawkami cały sektor, albo odwrotnie niższe podatki dla branży, za to wyższa progresja podatkowa w całym systemie podatkowym państwa, po to, aby dysproporcje dochodowe nie były zbyt duże. Chodzi, bowiem o to, aby branża będąca z punktu widzenia inwestorów kurą znoszącą złote jajka nie wysysała z gospodarki całości jej aktywów – kapitału i kadr. Bo to będzie utwierdzało dominację sektora i z dywersyfikacji, czyli z przygotowania się na trudniejsze czasy, nici. Otóż Rosja w ostatnich 25 latach nie była w stanie realizować żadnej z tych polityk. Weźmy choćby pod uwagę rozpiętość dochodów. O ile w Norwegii, kraju, którego gospodarka w nie mniejszym stopniu zależna jest od eksploatacji ropy i gazu, w sektorze wydobywczym zarabia się średnio 2,7 raza lepiej niźli w całej gospodarce, to w Rosji ta różnica wynosi 22,9 raza. Mimo, że w Norwegii 2,3 % ludności pracuje w sektorze a w Rosji 1,6 %. I jak w takiej sytuacji przeciwdziałać drenowaniu całej gospodarki przez sektor węglowodorowy? W Rosji dodatkowo nakłada się na to coraz większa etatyzacja gospodarki. Dla państwa pracuje więcej dziś więcej urzędników niźli w czasach późnego ZSRR, a badania społeczne pokazują, że najlepsza droga kariery, w opinii większości, to bycie „siłownikiem”. Rosja naśladując inne kraje z nadwyżką petrodolarów stworzyła specjalne fundusze, mające asekurować sytuację w latach dekoniunktury. Ale odmiennie niż na Zachodzie, czy w krajach OPEC, nie mogły one inwestować na rynku i dziś są w praktyce skonsumowane przez budżet. Rosja nie dysponuje też wykwalfikowaną kadrą, która takie inwestycje mogłaby realizować. A rządząca kasta obawia się napływu specjalistów z zagranicy, nawet wywodzących się z grona 6 milionów Rosjan, którzy wyemigrowali w latach 90-tych na Zachód i dziś mają podwójne obywatelstwo. Aparat państwowy de facto zespolił się z firmami z branży. Scieżki kariery przeplatają się, na to nakładają się koneksje, powiązania rodzinne i polityczne. A gdzie tu mowa o efektywności? Nie tylko w zakresie zarządzania aktywami firm, ale również kształtowania nowych rozwiązań, które winny wymusić osłabienie branży. Biurokracja, co rusz próbuje forsować nowe reformy, ale nie ma w nich żadnych nowych idei, a tylko stare, nieskuteczne wzorce. I tak np. system emerytalny w Rosji w ciągu ostatnich 25 lat reformowany był już 5 razy, policja 3 razy. Rząd hołduje przy tym polityce substytucji importu i rozwijania eksportu, bo to sprzyja dominacji status quo i osiąganiu wyższych zysków z reinwestowanych w wybranych projektach środków. Rosja zresztą głównie przyjmuje inwestycje z zagranicy pochodzące z rajów podatkowych, czyli de facto ze środków wyprowadzonych z kraju. Zdaniem analityków z Carnegie Rosja idzie drogą nie Meksyku, który w tym kontekście przywoływany jest, jako pozytywny przykład, tym bardziej nie Norwegii czy Kanady. Kraje te albo otworzyły swoją gospodarkę i postawiły na integrację ekonomiczną z sąsiadami (NAFTA), albo skutecznie przeprowadziły dywersyfikację. Rosja powtarza drogę Iranu, Kazachstanu czy Wenezueli – buduje nieefektywną zdominowaną przez jeden sektor, zamkniętą gospodarkę. A towarzyszy temu autorytarny system rządów.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka