Marek Budzisz Marek Budzisz
754
BLOG

W Azji - polityka kanonierek. Tyle, że w stylu XXI wieku.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Sprawa wygląda humorystycznie, ale jest poważna. W cieśninie Bosfor po zderzeniu we mgle z tureckim, pływającym pod banderą Togo statkiem przewożącym bydło, zatonął rosyjski okręt szpiegowski (zwiad elektroniczny) Liman, zbudowany w 1970 roku w gdańskiej Stoczni Północnej. Płynął on, jak już kilka razy wcześniej, na Morze Śródziemne, by u wybrzeży Syrii prowadzić rozpoznanie i nasłuch elektroniczny. Na pokładzie znajdowało się 85 osób personelu wojskowego, z których, jak informują media uratowano 45, reszta przepadła, ale poszukiwania trwają. Okręt, zdaniem rosyjskich specjalistów „jest dosłownie naszpikowany” aparaturą szpiegowską o „najwyższym stopniu tajności”. Nie ma się, zatem co dziwić, że Rosjanie natychmiast wysłali w te rejony okręty wojenne i samoloty mające, jak oświadczyli, nieść pomoc ofiarom. Ale chyba nie będą pierwszymi. Są tam już, też oczywiście po to, aby nieść pomoc, Turcy. Rosjanie pamiętają ile ich kosztowało, kiedy w 1976 roku na terenach kontrolowanych przez Izrael rozbił się ich MiG 25. Izraelczycy oczywiście wydali wrak, ale sama wymiana systemów identyfikacji swój – obcy w sowieckich samolotach kosztowała wówczas ZSRR 2 mld dolarów.

Też wczoraj, tyle, że w nocy w składach uzbrojenia Hezbollah znajdujących się 25 km od syryjskiej stolicy nastąpiły eksplozje (na tyle silne, że były słyszane w Damaszku) i wybuchł pożar. Wszystko to stało się za sprawą izraelskiego ataku rakietowego, który miał na celu, jak powiedział szef wywiadu tego kraju, przeciąć kanały przerzutu broni z Iranu, przez Syrię do Libanu. Ciekawe w całej sprawie jest to, że Moskwa milczy, nie reaguje na atak na zaprzyjaźniony przecież i ochraniany kraj. Izraelski minister obrony Awigdor Lieberman, który nota bene swobodnie mówi po rosyjsku, w przeddzień ataku spotkał się ze swym rosyjskim odpowiednikiem (Szojgu) i rozmawiał na temat współpracy wojskowej. Atak na składy Hezbollah to pierwszy widoczny efekt tego spotkania. Najciekawsza jest niezwykle spokojna reakcja Rosjan na całe wydarzenie. Rosjanie oficjalnie dowodzą, że podczas ostatniej wizyty premiera Nataniachu w Moskwie rozmawiano na temat sytuacji w Syrii i byli informowani o możliwości izraelskich ataków, oraz, że nie zostali, jak to było w przypadku uderzenia amerykańskiego, zaskoczeni. Jego skala była tez mniejsza. Mało to wszystko wiarygodne, zwłaszcza, że całkiem niedawno minister Ławrow argumentował, iż zdaniem Moskwy, zarówno Hezbollah, jak i jednostki wojskowe Iranu, zostały zaproszone przez legalny rząd Syrii. Mają, zatem taki sam status jak rosyjskie siły zbrojne w tym kraju. Chodzi chyba jednak o to, że dla Rosji ważniejsze są relacje z Tel Awiwem, niźli jakiś skład broni milicji kontrolowanej przez Teheran. Tym bardziej, że, jak chwali się służba prasowa Białego Domu jednym z sukcesów pierwszych 100 dni prezydentury Donalda Trumpa, było „izolowanie Rosji i Syrii na forum ONZ”. A w takiej sytuacji postawa Izraela może być niezmiernie ważna.

Wydawać by się mogło, że zakończona właśnie wizyta japońskiego premiera Abe w Moskwie niewiele przyniosła, oczywiście, jeśli nie brać pod uwagę faktu jego przejścia na ty z Putinem. W trakcie wspólnej konferencji prasowej obydwaj długo mówili o świetlanej przyszłości we wzajemnych relacjach – budowie gazociągu z Sachalinu, mostu energetycznego między Rosją a Japonią i planowanymi inwestycjami w Rosji. Ale kwestiom spornym, tj. przyszłości Archipelagu Kurylskiego nie poświęcono zbyt wiele uwagi. Zapowiedziano jedynie utworzenie kilku punktów ( w miejsce obecnie istniejącego jednego), w którym Japończycy, chcący, jak stwierdzono „odwiedzić groby przodków”, będą mogli przekroczyć granicę. Tym działaniom ma też służyć otwarcie regularnej komunikacji lotniczej. Rosyjscy dziennikarze są zadania, że świadczy to o zmianie taktyki rządu japońskiego, który doszedł do wniosku, że szybkie i spektakularne efekty nie są możliwe, bo ten rejon świata, wraz z ogłoszeniem przez Putina na początku jego kadencji zmiany wektorów polityki zagranicznej i skupienie uwagi na Azji ma dla Rosji coraz większe znaczenie. Ale chodzi również o to, że Japończycy muszą przeciwstawić się rosnącej obecności Chin, zająć pozycję, a to robi się właśnie przez inwestycje i ruch graniczny. I czekają na lepsze czasy.

Oczywiście rozmawiano też o sytuacji w Korei. Zwłaszcza, że japońska prasa, dosłownie w przeddzień wizyty oskarżyła Rosję o to, że wspiera gospodarczo reżim północnokoreański i wyłamuje się w ten sposób z międzynarodowej presji wywieranej na Pjongjang celem skłonienia go do zaniechania programu rozbudowy potencjału atomowego. Chodzi o statek Mangyongbong-92, który utrzymywał stałe połączenia między Koreą Pn. a Japonią. Tokio, wraz z początkiem tej fazy kryzysu przerwało połączenia zabraniając wstępu jednostce na swe wody terytorialne. Teraz okazuje się, że z początkiem maja Koreańczycy z północy rozpoczną regularne rejsy pasażersko – handlowe do Władywostoku. Rosjanie chcą im sprzedawać żywność i bliżej nieznane maszyny, zaś w drugą stronę płynął będzie potok północnokoreańskich gastarbeiterów. Brytyjski Daily Star twierdzi nawet, że przewożone mają być elementy potrzebne w północnokoreańskich programie rozbudowy potencjału nuklearnego, choć tej opinii, formułowanej przez dziennik specjalizujący się w pokazywaniu nagich wydatnych damskich biustów, chyba nie należy traktować zbyt poważnie. Rosyjski Daleki Wschód to wyludniający się region cierpiący na brak rąk do pracy, a Rosjanie nieprzychylnie postrzegają napływ siły roboczej z Chin. Chińczycy, bowiem w dość szczególny sposób wyobrażają sobie współpracę gospodarczą. Z ogólnego chóru zachwytów nad perspektywami rosyjsko – chińskiej kooperacji w tym regionie wyłamał się jeden z rosyjskich deputowanych, twierdząc, że Chińczycy czują się tam jak u siebie. Nawet turystykę organizują w szczególny sposób - grupy przybywające z Chin w praktyce nie stykają się z niczym, co byłoby rosyjskie – mają chińskie hotele, w których pracuje chiński personel, oprowadzają ich chińscy przewodnicy, spożywają chińskie jedzenie. Zapewne kupowane przez nich pamiątki, jak na całym świecie, też produkowane są w Chinach. Jednym słowem mogą się czuć jak w swoim kraju. I to ma się, choć w części, wraz z napływem Koreańczyków zmienić. Ale to nie jedyny powód flirtów Moskwy z państwem Kimów. Moskwa dąży do podtrzymania reżimu, jest, bowiem przekonana, że po jego ewentualnym upadku i zjednoczeniu obydwu Korei będzie miała u swoich granic amerykańskie bazy wojenne i silny, antyrosyjski rząd w Seulu. Jednym z efektów rosnącego napięcia w regionie, jest też ogłoszona przez premiera Abe, decyzja o odejściu od niepisanej w Japonii zasady, niepisanej, ale realizowanej od połowy lat siedemdziesiątych, że na zbrojenia wydaje się 1 % krajowego PKB. A pamiętajmy, że japoński PKB to wg. danych z 2016 roku 4,12 biliona dolarów, czyli 1 % (gdyby Japończycy chcieli się kierować regułą NATO), to ponad 40 mld dolarów. Jednym słowem wyścig zbrojeń na całego.

I w tym kontekście oceniać trzeba oświadczenie przebywającego w Moskwie filipińskiego ministra obrony narodowej Lorenzana, że budowa rosyjskiej bazy wojskowej w jego kraju w świetle zapisów konstytucji nie jest możliwa. Wypowiedź ministra, ale również wcześniejsze rejsy rosyjskich okrętów wojennych świadczą, że Moskwa chce i w tym rejonie świata mieć coś do powiedzenia. 24 i 25 maja Putin spotka się z prezydentem tego kraju Duarte i wtedy dowiemy się więcej na temat rosyjskich zamierzeń. Z pewnością rozmowy dotyczyć będą zakupów rosyjskiej broni i sytuacji na Morzu Południowochińskim. Duarte uważany jest za, delikatnie mówiąc, ekscentryka, zaś to, w jaki sposób prowadzi politykę zagraniczną Filipin, jest, co najmniej dziwaczne. Otóż ogłosił on zerwanie tradycyjnych więzów ze Stanami Zjednoczonymi i początek epoki przyjaźni z Chinami. Tyle, że niedługo potem poinformował, że wydał polecenie siłom zbrojnym, aby zajęły 9 lub 10, jak sam oświadczył, wysp ze spornego archipelagu (Spratly), do którego pretensje zgłaszają również Chiny. Mało tego, powiedział, że w dzień niepodległości Filipin osobiście odwiedzi jedną z wysp i zatknie tak flagę swojego kraju. Tego już było Pekinowi zbyt wiele i chiński MSZ wydał groźny pomruk, co skłoniło Duarte do zmiany planów i ogłoszenia nowego pomysłu – wysłania w ten rejon swojego syna. Nie warto byłoby poświęcać uwagi tej nieco kabaretowej postaci, gdyby nie fakt, iż niestałość jego polityki, starają się wykorzystać Rosjanie. Uzyskali już możliwość żeglugi swoich okrętów wojennych w tym rejonie, a teraz najwyraźniej zmierzają do zainstalowania na Filipinach bazy wojennej. Oczywiście taka aktywność Moskwy nie spodoba się Pekinowi, ale to jeden z elementów szorstkiej przyjaźni, jaka łączy obydwa kraje. Warto będzie też obserwować reakcję Waszyngtonu na poczynania Moskwy.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka