Marek Budzisz Marek Budzisz
1193
BLOG

Koniec maja 2017. Putin – Trump. Spotkanie ostatniej szansy.

Marek Budzisz Marek Budzisz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Wczoraj światło dzienne ujrzała wiadomość, iż wyczekiwane od miesięcy spotkanie prezydentów Rosji i Stanów Zjednoczonych może odbyć się pod koniec maja. Informacje tę potwierdzają źródła w administracjach obydwu prezydentów. Pierwotnie uważano, że najbliższy możliwy termin ich rozmowy twarzą w twarz, to lipiec, przy okazji szczytu G 20. Teraz okazuje się, że trwają już negocjacje tematów, jakie miałyby zostać omówione w trakcie majowego spotkania w jednej z europejskich stolic.

Między 25 a 27 maja Trump będzie w Europie – najpierw w Brukseli w związku ze szczytem państw NATO, następnie na spotkaniu G 7 w sycylijskiej Taorminie. Podobno, podczas ostatniej wizyty amerykańskiego sekretarza stanu Tillersona w Moskwie ustalono, że „wyskoczy” na chwilę do stolicy jednego z europejskich krajów i tam właśnie specjalnie przyjedzie na rozmowy Władimir Władimirowicz. Już choćby ta formuła pokazuje, komu bardziej zależy na rozmowie. Rosjanie liczą na osobisty urok swego prezydenta i ministra spraw zagranicznych. Ostatnio w rosyjskiej prasie pojawiła się informacja sugerująca, że Condolezza Rice, sekretarz stanu w administracji Georga W. Busha podkochiwała się w Ławrowie. Więc może takiego właśnie efektu, w wyniku ataku urokiem osobistym, spodziewają się Rosjanie. Rosjan przede wszystkim drażni fakt, iż w Białym Domu gościli już liderzy drugorzędnych z ich punktów widzenia krajów – tacy jak prezydent Egiptu czy król Arabii Saudyjskiej, nie mówiąc już o przywódcach Chin, Japonii czy Niemiec. I nie jest to kwestia prestiżu czy urażonych ambicji. Moskwa chce, aby Stany Zjednoczone zaczęły ją traktować, jako globalnego partnera, chce wrócić, choćby symbolicznie do sytuacji z czasów ZSRR, kiedy to spotkania na szczycie, sekretarza generalnego partii komunistycznej i amerykańskiego prezydenta rozstrzygały o biegu spraw na świecie. I taki model bardzo by jej dziś odpowiadał – spotyka się Putin z Trumpem i dyskutują o wszystkich problemach światowych – od wojny w Syrii i na Ukrainie, po kwestie pakietu klimatycznego i umowy o wolnym handlu. Problem w tym, że Amerykanie tego nie chcą. A co gorsze Biały Dom zawodzi na całej linii. Najpierw słowa, które padły w Monachium o tym, że Rosja będzie musiała oddać Krym, później atak w Syrii, bomba w Afganistanie i zaostrzenie stanowiska w sprawie Korei Pn. A co gorsze nawet w zdawałoby się mniej istotnych kwestiach gospodarczych administracja amerykańska trzyma twarde stanowisko. Wniosek koncernu ExxonMobil, aby zwolnić go z obowiązujących sankcji i umożliwić rozwijanie inwestycji w Rosji został szybko i bez specjalnych ceregieli załatwiony przez Donalda Trumpa odmownie. To musiało Rosjan zaboleć – raz, że zależy im na dostępie do technologii wydobywczych, dwa, że chcieli sprawdzić w ten sposób na ile stanowisko Waszyngtonu da się zmiękczyć. Okazało się, że się nie da. A przecież z Exxonu wywodzi się Tillerson, jak niektórzy chcą „ich człowiek”.

W takiej sytuacji Rosjanie uciekają się do swej tradycyjnej strategii – mnożą konflikty. Najpierw pojawiają się doniesienia o prześladowaniu homoseksualistów w Czeczenii Kadyrowa. Do informacji o przeprowadzonej na nich „nagonce” władz doszły nowe – o funkcjonowaniu w tej formalnie rosyjskiej republice, tajnych więzień, w których są przetrzymywani. Później rosyjski sąd najwyższy zdelegalizował Świadków Jehowy, jak wiadomo „niebezpieczną amerykańską sektę”. Równolegle siły bezpieczeństwa rozpoczęły śledztwo i przeprowadziły rewizje w też działającym w Rosji kościele scjentologicznym. Wiele wskazuje na to, że i w tym przypadku skończy się podobnie. Departament Stanu śle protesty w dwóch pierwszych przypadkach, będzie miał kolejny powód do pisania not.

Wczoraj w Moskwie rozpoczęła się zorganizowana przez Ministerstwo Obrony VI Międzynarodowa Konferencja na temat Bezpieczeństwa Międzynarodowego. Niestety, według Rosjan, partnerzy z NATO zignorowali po raz drugi wysłane do nich zaproszenie. Ale nie mniej takiego forum do siana propagandy Rosjanie nie mogli przeoczyć. Minister Ławrow powiedział w trakcie jej otwarcia, że amerykańskie uderzenie rakietowe w Syrii było „grubiańskim naruszeniem prawa międzynarodowego”, rozmieszczenie w Korei Pd. amerykańskiego systemu obrony przeciwlotniczej THAAD „skrajnie destabilizującym czynnikiem”, zaś rozbudowa europejskiego segmentu obrony przeciwrakietowej „najpoważniejszą przeszkodą na drodze wiodącej do strategicznej stabilizacji”. Wtórował mu generał Gierasimow szef rosyjskiego Sztabu Generalnego, który oświadczył, że stosunki Rosji z NATO są w najgorszym, od czasów zimnej wojny, stanie, ale przede wszystkim powiedział, że analizy modelowe, jakie prowadzili rosyjscy eksperci wojenni, potwierdzają, że amerykańska kosmiczna obrona rakietowa, a zwłaszcza jej elementy rozbudowywane w państwach Europy Wschodniej („gwiezdne wojny”) są w stanie atakować cele praktycznie w każdym miejscu w Rosji i w Chinach. Co gorsze, jego zdaniem, Amerykanie modernizują swój areał jądrowy, a piloci państw NATO, nawet nie posiadających arsenałów nuklearnych, przechodzą intensywne szkolenia w ich użyciu. Minister Szojgu, oświadczył zaś, że amerykańskie uderzenie w Syrii stwarzało zagrożenie dla życia żołnierzy rosyjskich. Wcześniej już rosyjskie media informowały, że to Amerykanie, a konkretnie Tillerson, prosili Rosjan w wznowienie konwencji w sprawie bezpieczeństwa lotów w Syrii. Miało to świadczyć, choć raczej sugerowano niźli pisano o tym wprost, o pozycji wojsk rosyjskich w tym kraju. Teraz poinformowano, że Moskwa postanowiła wycofać połowę rosyjskiej eskadry lotniczej wspierającej rząd Asada, która, jak się okazuje, wypełniła swe cele. I decyzja ta nie ma oczywiście żadnych związków z amerykańskim atakiem, które jak powiedziała, choćby wczoraj, rzeczniczka rosyjskiego MSZ, nie miały ani politycznego ani militarnego sensu.

Ale Rosjanie otrzymali w ostatnich dniach inny ważny sygnał z Waszyngtonu. I z pewnością go odebrali. Otóż do Estonii przyleciały dwa amerykańskie bombardujące myśliwce V generacji F-35. Sam fakt nie zmienia układu sił w rejonie, ale jak powiedział, przepytywany przez Radio Svoboda ekspert, sygnał jest czytelny. Otóż jego zdaniem, w najbliższej przyszłości kilka europejskich krajów – Wielka Brytania, Belgia, Holandia i Norwegia planują zakupy nowych samolotów. I gdyby tak się stało, że ich wybór padnie na amerykańskie F-35, to oznaczałoby to, że europejskie państwa NATO dysponowały będą kilkoma eskadrami tych najnowocześniejszych samolotów. Wizyta w Estonii służy dziś dwóm celom – z jednej strony to czytelny sygnał, że Amerykanie mają zamiar zwiększać zaangażowanie w rejonie, z drugiej, zgodnie z oświadczeniem dowodzącego amerykańskimi wojskami lotniczymi w Europie – są to loty szkoleniowe, mające zapoznać pilotów z tym terenem. Generalnie kroki te, zdaniem ekspertów, są rezultatem konsensusu, który w ostatnich miesiącach zapanował w Waszyngtonie. Niezależnie od różnic partyjnych Amerykanie są zgodni – potrzebna jest strategia powstrzymywania Rosji. Z tego też punktu widzenia nadchodzący szczyt NATO będzie miał zasadnicze znaczenie. Spójrzmy na poziom wydatków zbrojeniowych państw członków Sojuszu. Kilka dni temu najnowsze statystki opublikował sztokholmski instytut SIPRI. Co z nich wynika? Nie tylko to, że nasze dobre samopoczucie, iż spełniamy kryterium 2 % PKB przeznaczanych na obronność nie znajduje potwierdzenia w faktach (wydaliśmy w 2016 roku 9,3 mld dolarów a powinniśmy wydać 9,5 mld), choć różnicę tę można uznać za nieistotną rozbieżność w rachunkach. Z naszego punktu widzenia ważna jest inna informacja – już dziś znacząco wyższe budżety wojskowe mają od nas nie tylko kraje duże (Francja, Wielka Brytania, Niemcy, Włochy), ale i europejskie „średniaki”, takie jak np. Hiszpania. Gdyby reguła 2 % była powszechnie stosowana, to ta dysproporcja byłaby jeszcze wyższa. I to jest miara naszej rzeczywistej pozycji, zarówno w Sojuszu, jak i w Unii. Oczywiście mamy też w Europie „pasażerów na gapę”, przede wszystkim Niemcy, którzy wydają 41,1 mld dolarów a powinni 69,0; Włosi również powinni podnieść swój budżet o 9 mld, Hiszpanie o prawie 10 mld. Poza Europą, przede wszystkim Kanada, która dziś wydaje 15,2 mld a powinna 30,5. Z państwami Grupy Wyszehradzkiej tez nie jest najlepiej, mimo, że leżą na flance sojuszu – Czechy wydają 2 mld (powinny 3,9), Węgry 1,3 (2% PKB to w ich przypadku 2,5 mld), Słowacja 1 mld (1,8). I poziom wydatków nie jest związany z kondycją gospodarki, skoro biedniejsza od nich Rumunia wydaje 2,8 mld dolarów, (choć powinna 3,7). W tym wypadku chodzi o kwestie oceny sytuacji w naszym regionie i ocenę na ile realne jest zagrożenie ze strony Rosji. (Obserwację tę dedykuję tym, którzy chwalą stanowisko Węgier). Generalnie europejskie kraje NATO wydały na armie w 2016 roku 254 mld dolarów, a gdyby stosować regułę 2 % PKB winny wyasygnować 320 mld. I o to dziś toczy się w NATO gra. Trudno dziwić się niezadowoleniu Waszyngtonu, którego budżet wojskowy w ubiegłym roku wynosił 611 mld dolarów, a powinien w myśl 2 % zasady, kształtować się na poziomie 371. Ale przecież gra idzie też o co innego – wzrost wydatków to w sporej części wzrost zamówień dla amerykańskiego sektora przemysłowego. I o to też troszczy się Trump.

Ale wróćmy do Rosji. Moskwa odczytała sygnały płynące z Waszyngtonu, wysłała też własne. I teraz nadchodzi czas rozmów. Putin chce pokazać nową twarz – Władimir Władimirowicz kreator nowego ładu na świecie wypuszczający gołąbka pokoju. W czerwcu, jak dowodzą obserwatorzy rosyjskiej sceny wewnętrznej ma się w Rosji rozpocząć kampania przed nadchodzącymi wyborami prezydenckimi. I z tego względu odprężenie z Waszyngtonem jest Moskwie potrzebne. Rosja kładzie na stół wszystkie tematy – Syrię, Afganistan, Ukrainę, Koreę, wspólną walkę z terroryzmem i rozbrojenie. Jeśli plan się powiedzie i będzie można uzyskać jakiekolwiek ustępstwa Waszyngtonu, to rosyjska machina propagandowa obwieści wielki sukces. I będzie można rozpocząć kampanię pod hasłem – następna kadencja to czas pokoju, reform, troski o dobrobyt Rosjan.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka