Marek Budzisz Marek Budzisz
463
BLOG

Rosyjska strategia wobec Gruzji – cierpliwość.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

24 kwietnia to ormiański dzień pamięci. Wspólnoty Ormian, dla uczczenia pamięci rodaków pomordowanych przez Turków, w latach pierwszej wojny światowej, organizują tego dnia, pikiety i demonstracje pod tureckimi ambasadami i placówkami dyplomatycznymi. Tak samo, począwszy od 2005, czyniła ormiańska wspólnota w gruzińskiej stolicy - Tbilisi. Taki plan mieli i w tym roku, ale ku swemu zaskoczeniu otrzymali od władz municypalnych informację, że manifestacja zagrażać będzie ruchowi samochodowemu i lepiej jej nie przeprowadzać. Ormianie nie rezygnują i mają zamiar demonstrować, zaś rosyjska prasa rozpisuje się o rosnącym uzależnieniu władz Gruzji od Ankary. Przypomina też w tym kontekście decyzję gruzińskiego parlamentu. Otóż ponoć chciał on uczynić świętem narodowym rocznicę tzw. bitwy didgorskiej (12 sierpnia 1121), kiedy to zjednoczone oddziały gruzińskie, w skład, których wchodził również kontyngent ormiański, pokonały siły Turków Seldżuckich. Odebrawszy gniewne pomruki z Ankary, parlament miał odłożyć ponoć projekt na lepsze czasy. Tak przynajmniej dowodzi rosyjska prasa.

Wiadomości te wcale nie muszą być prawdziwe. Trzeba pamiętać, że Rosja prowadzi cały czas skierowaną przeciw Gruzji kampanię propagandową. O różnych jej przejawach informuje opublikowany niedawno przez Fundację Rozwoju Mediów (MDF) raport na temat antyzachodniej propagandy w gruzińskich mediach – zarówno tradycyjnych, jak i społecznościowych. Jakie są główne wnioski, do których doszli analitycy? Zasadniczą część antyzachodniego przekazu konstruuje się wokół kwestii tożsamościowych – zachowania odrębności narodowej i kulturowej, zagrożeń, jakie integracja z Zachodem niesie dla religii i przekonań narodowych. W planie bardziej praktycznym, negatywnie stygmatyzuje się przede wszystkich integrację z NATO. Postęp na tej drodze, ma utrudnić i wręcz uniemożliwić odzyskanie przez Tbilisi kontroli nad zbuntowanymi prowincjami – Abchazją i Osetią Pd. Alternatywą wobec integracji z Unią Europejską i NATO, miałoby być utrzymanie „równego dystansu” wobec wszystkich aktorów gry geopolitycznej (w tym i wobec Rosji), kontentowanie się rolą pośrednika między Wschodem i Zachodem. Stany Zjednoczone w tym propagandowym obrazie to głównie nieobliczalny awanturnik a Unia Europejska przedstawiana jest przez pryzmaty problemów z napływającymi migrantami. Oczywiście, każdy z tych obrazów, traktowany oddzielnie, można w niemałym stopniu uznać za prawdziwy. Chodzi jednak o to, że wzięte wszystkie razem dają obraz skrzywiony i suflują gruzińskim elitom rozwiązania dla ich kraju szkodliwe.

Niedawno, pod koniec ubiegłego roku, badacze z prestiżowego Moskiewskiej Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGIMO), będącym jednym z głównych ośrodków kształtowania się rosyjskiego myślenia o świecie, poddali analizie politykę Kremla wobec Moskwy i na tej podstawie zbudowali zalecenia na temat jej najlepszego kształtu w następnych latach. Otóż uważają oni, że podtrzymując niezależność Abchazji i Osetii Pd. Moskwa skutecznie blokuje alians Tbilisi do NATO. I tu Rosjanie nie posuną się z własnej woli na krok. W stolicy Abchazji przebywał niedawno minister Ławrow, co wywołało zresztą protesty nie tylko w Gruzji, ale również w Kijowie i Wilnie (polski MSZ zapomniał, albo protestował tak dyskretnie, że zainteresowani w nagłaśnianiu wyrazów poparcia dla własnej linii Gruzini o tym nie wspominają). Zwycięzca wyborów prezydenckich w Osetii Pd. sformułował rozłożony na 5 kroków plan reintegracji jego domeny z Osetią Pn., czyli włączenia do Rosji, ale czynniki oficjalne w Moskwie póki, co nie spieszą się wstępować na tę drogę. Kontentują się planami stworzenia połączenia drogowego i kolejowego między Armenią a Morzem Czarnym, które miałoby przebiegać właśnie przez terytorium Abchazji i Osetii. Chodzi, bowiem o to, że słynna gruzińska droga wojenna, ze względów pogodowych często zamknięta jest dla ruchu towarowego i to odcina lojalną wobec Rosji Armenię od Morza Czarnego. A zatem wytyczenie nowej drogi daje Rosji szereg atutów, ale przede wszystkim stanowić ma alternatywę wobec innego szlaku komunikacyjnego, któremu patronuje Turcja, a mającego prowadzić bezpośrednio przez terytorium Azerbejdżanu i Gruzji. Tyle o krótkoterminowych celach strategicznych Rosji – skutecznie uniemożliwić Gruzji akces do NATO i zbudować sieć powiązań komunikacyjnych, uniemożliwiających wyłączenie Rosji z gry o wpływy. A cele długoterminowe? Wróćmy, zatem do diagnozy specjalistów z MGIMO. Otóż poddali oni drobiazgowej analizie wszystkie badania gruzińskiej opinii publicznej ostatnich dwudziestu lat. I jakie wyciągnęli z nich wnioski? Rosja tradycyjnie postrzegana jest przez Gruzinów, jako największe zagrożenie dla niezależności ich państwa. Tak przez ostatnie 10 lat myślało nie mniej niż 60 % ankietowanych. Aneksja Krymu i wojna na wschodzie Ukrainy jeszcze tę liczbę zwiększyła. Chociaż ostatnio, widać pewien spadek liczby przeciwników Rosji w gruzińskim społeczeństwie. Zdaniem rosyjskich analityków jest to normalny skutek „przyzwyczajenia się” do życia w poczuciu zagrożenia i większego zaabsorbowania sprawami życia codziennego, walką z biedą. Podobne pozytywne wahnięcie nastrojów miało miejsce po sukcesie formacji Gruzińskie Marzenie Bidziny Iwaniszwillego, kiedy to liczba przeciwników Rosji niewiele tylko przekraczała 60 %. Z tej obserwacji wyciągają oni zaskakujący wniosek – piszą o „nieutraconym dla Rosji państwie”. To jedna z cech charakteryzujących rosyjską szkołę dyplomatyczną – niesłychany upór i odmowa porzucenia, nawet w niezwykle wydawałoby się trudnych sytuacjach, obranego kierunku. Otóż uważają oni, iż propaganda, połączona z zaabsorbowaniem Gruzinów problemami codziennymi odwróci ich uwagę od spraw geopolitycznych i zmniejszy odsetek osób wrogich Rosji. Ale drugim z elementów rosyjskiego planu gry jest zwracanie Gruzinom uwagi na to, że w ich przypadku NATO to dominacja Turcji. I w tym wypadku najlepiej odwoływać się do argumentów ludnościowych. A Rosjanie są w tym naprawdę dobrzy. Można powiedzieć, że są fanami demografii, co więcej, w tym, co mówią mają często rację. Jak bowiem wygląda sytuacja demograficzna na południowym Kaukazie? Ludnościowa dominacja Gruzinów mająca miejsce jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku to dziś już przeszłość. O ile wg. oficjalnych statystyk jeszcze w 1959 roku Gruzinów było 4,044 mln, o tyle dziś jest ich już tylko 3,720 mln. Ormian przybyło – ich liczba w 1959 roku - 1,763 mln, obecnie 3,033 mln osób. Ale gdybyśmy zawęzili perspektywę tylko do okresu po 1989 roku to i tu nastąpił spadek – liczba Ormian zmniejszyła się o 300 tysięcy. A tureckiego pochodzenia Azerowie? O ile w 1959 roku było ich 3,697 mln, o tyle teraz ich liczba przekracza 9,826 osób. A co dla Gruzinów jeszcze gorsze, mają u siebie największy (w porównaniu z sąsiadami z Kaukazu – Armenią i Azerbejdżanem) odsetek mniejszości narodowych, choć generalnie ostatnie 50 lat, to czas zanikania narodowościowej mozaiki w tym rejonie świata. I jeszcze jeden czynnik, który jest nieodwracalny – z Kaukazu wyemigrowali Rosjanie. Ale co będzie w najbliższych latach? Trzeba się zastanowić, jak wpłynie na liczebność Gruzinów właśnie wprowadzony ruch bezwizowy z państwami Unii Europejskiej. Rosyjskie media piszą, że samoloty z Tbilisi do państw europejskich są zabukowane w 100 %. Gdyby przykładać do tego miarę innych niezbyt liczebnych, ale przecież bogatszych narodów z byłego ZSRR, takich jak choćby Litwini czy Łotysze, to trzeba spodziewać się sporej fali emigracyjnej. Z Wilna, czy Rygi wyemigrowało nawet 20 % ludności. Jeżeli to zjawisko powtórzy się w Gruzji, to Gruzinów za kilkanaście lat może być jakieś 2,5 mln. I mogą graniczyć z muzułmańskim morzem zarówno na wschodzie jak i na zachodzie. I na to Rosjanie zdają się w dłuższej perspektywie liczyć. A w krótszej chcieliby, aby Unia Europejska kontynuowała swoją strategię Partnerstwa Wschodniego, bo to oznacza przyspieszenie modernizacji, której społeczne skutki też mogą być dla Rosji korzystne – dynamiczna mniejszość stanie się bardziej ruchliwa a może nawet wyemigruje, a inni bardziej tradycyjnie nastawieni mogą przypomnieć sobie o wspólnych prawosławnych korzeniach. I na to Rosja w dłuższej perspektywie, cierpliwie będzie czekać.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka