Marek Budzisz Marek Budzisz
1498
BLOG

Wybory we Francji. Moskwa może wygrać w pierwszej turze.

Marek Budzisz Marek Budzisz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Rosyjskie czynniki oficjalne nie komentują ewentualnego rezultatu wyborów we Francji. Jedynym, który wyszedł przed szereg jest stojący na czele tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, Aleksandr Zacharczenko i być może mówi głośno to o czym inni myślą. Otóż jego zdaniem, niezależnie od tego, kto wygra francuskie wybory sytuacja na wschodzie Ukrainy ulegnie zmianie. Przede wszystkim, dlatego, że przestaną liczyć się osobiste sympatie i związki z Kijowem a zacznie być brany pod uwagę interes francuski, czyli zapewne tradycyjna real – politik i interesy handlowe. Czy jednak dziś nie odgrywa to znaczącej roli? Gruzini skarżą się np., że zamówione przez nich, po rosyjskiej agresji, we Francji systemy obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, jakoś nie mogą do nich dotrzeć. Ale to inna historia. Jeśli chodzi o Ukrainę, stronicy Rosji marzą o tym, a Zacharczenko otwarcie mówi, aby nowe francuskie władze wymusiły realizację porozumień mińskich. W tym wypadku chodzi o reanimowanie starego pomysłu, ostatnio reklamowanego np. przez Włochów (z taką propozycją wystąpił oficjalnie były już premier Renzi), aby wschodnie prowincje Ukrainy miały status zbliżony do Górnej Adygi i Południowego Tyrolu. Czyli daleko posunięta autonomia, której zakres, po II wojnie był ustalany w negocjacjach między Włochami a Austrią. I chyba o to Rosji chodzi. O usankcjonowanie sytuacji, w której sąsiednie państwo (Rosja) może wpływać na kształt ustroju i praktykę polityczną partnera w trybie dwustronnych rozmów, a wszystko pod patronatem Unii Europejskiej. Raz uznana i otworzona furtka do takiego regulowania wzajemnych relacji, stanie się obowiązującą zasadą.

Czynniki oficjalne nie komentują, ale Agencja Ria Novosti, przeanalizowała stosunek kandydatów liczących się we francuskim wyścigu wyborczym do Rosji. Najlepszymi są jej zdaniem Le Pen i Fillon. Przy czym, zdaniem rosyjskich analityków różni ich tylko „stopień romantyzmu politycznego”. Rosjanie zwracają uwagę na to, że w najbliższym otoczeniu kandydata Fillona, znaczącą rolę odgrywa republikański deputowany Thierry Mariani, który dwukrotnie, w roku 2014 i 2016, organizował, mimo obowiązywania zakazu kontaktów, wycieczkę francuskich deputowanych na Krym i próbował doprowadzić, nieskutecznie, do uchwalenie przez Zgromadzenie Narodowe uchwały wzywającej do zniesienia antyrosyjskich sankcji. Mariani jest też jednym z „politycznych patronów” zbuntowanych „republik ludowych”. Przypominają też oskarżenia wobec Fillona, jakie pojawiły się w trakcie kampanii wyborczej we francuskiej prasie. Przypomnijmy. Miał on za pieniądze organizować spotkanie libańskiego biznesmena z prezesem francuskiego koncernu paliwowego Total i prezydentem Putinem. A zatem, relacje tego kandydata z gospodarzem Kremla, muszą być kordialne.  

Marie Le Pen tylko na jednym polu jest w większym stopniu prorosyjska niźli jej republikański konkurent. Otóż o ile on uważa, że rządzący Syrią Asad to krwawy dyktator, o tyle Le Pen jest zwolenniczką polityki Putina. Z prezydentem Rosji chce dialogu, również, według Novosti, kandydat radykalnej lewicy Melanchon. Ten z kolei krytykuje wewnętrzną politykę Moskwy, ale jeśli chodzi o sprawy międzynarodowe proponuje zorganizowanie międzynarodowej konferencji poświęconej granicom w Europie Środkowej, bo jako żywo, nie wie czy Krym jest rosyjski czy ukraiński. I tylko z Makronem jest kłopot. W Rosji uważany jest za politycznego spadkobiercę ustępującego prezydenta Hollanda, który zapamiętany będzie w Moskwie, jako ten, który nie chciał Moskwie sprzedać Mistrali. (Na marginesie warto zauważyć, że egipskie dziś Mistrale uzbrajane będą przez Rosjan). A nawet przywołują opinie, iż sukces Makrona, jest idealnym rozwiązaniem dla Kijowa. Choć z drugiej strony to Makron publicznie nawoływał do „normalizacji” w relacjach z Moskwą i „de eskalacji sankcji”, a także do utrzymania dialogu na linii NATO – Rosja. Wygląda na to, że pro-rosyjskość jest stanem umysłu całej francuskiej klasy politycznej, niezależnie od partyjnej afiliacji. Różnie rozkładane są jedynie akcenty.

Ale dla Rosji nic jeszcze nie jest stracone. Jak informuje Rossijskaja Gazieta, kanadyjski ośrodek badawczy Filteris budujący prognozy na podstawie analizy sieci społecznościowych pierwszą trójkę typuje w następujący sposób – Le Pen (25,89%), Makron (22,77%) i Fillon (22,67%). Jeśli los się do Moskwy uśmiechnie, to może dla Kremla francuskie wybory rozstrzygną się już w pierwszej turze.

Rosjanie, jak wiadomo lubiący postrzegać świat przez pryzmat działalności służb specjalnych, argumentują, że we Francji, popierają one kandydaturę Fillona. Ma o tym świadczyć, podana niedawno do publicznej wiadomości przez kierującego DGSI, informacja o udaremnieniu zamachu na Fillona właśnie. Zatrzymano dwóch francuskich obywateli pochodzenia arabskiego. Tego rodzaju rewelacje, zdaniem rosyjskich analityków, mają z jednej strony przykryć finansowe skandale kandydata republikanów, ale przede wszystkim przedstawić go, jako potencjalny cel zamachu islamistów, z zatem jako ich wroga. Celem operacji, jak sądzą, jest wywołanie „efektu Rutte”, holenderskiego premiera, który w przeddzień wyborów w swoim kraju doprowadził do zaognienia stosunków z Turcją, pokazał się wyborcom, jako obrońca holenderskiej tożsamości i skutecznie odebrał głosy konkurentom z prawej strony. Podobne zjawisko miałoby wystąpić również we Francji. Zwłaszcza, że jak argumentują, Fillon jest pupilem francuskiej klasy średniej i urzędników publicznych. Świadczyć mają o tym twarde dane. Otóż, aby zarejestrować w wyborach prezydenckich kandydaturę polityka, jego komitet wyborczy musi przedłożyć listę z poparciem przynajmniej 500 osób, które sprawują swe funkcje z mandatu wyborców. Chodzi przede wszystkim o francuskich merów, których w kraju jest 45 543. Z tej liczby 14 296 poparło któregoś z kandydatów. Fillon zgarnął najwięcej, bo 25,4 % takich głosów, podczas gdy Makron jedynie 12,8 % (1 829), zaś Marie Le Pen jeszcze mniej -  627. W silnie zetatyzowanym państwie, jakim jest Francja, tego rodzaju lokalne wsparcie, może mieć, uważają Rosjanie, znaczenie. Choć trochę przebija tu rosyjski sposób myślenia i pogląd, że wybory „robią” urzędnicy na szczeblu lokalnym, to jednak być może mają trochę racji.

Paryski, prestiżowy Instytut Spraw Międzynarodowych (IFRI) na początku kwietnia wydał specjalny raport poświęcony wyzwaniom, przed jakimi w polityce międzynarodowej stanie przyszły prezydent Francji. Jest tam też specjalny rozdział poświęcony polityce wobec Moskwy. Co ciekawe, głównym testem dla jej przyszłego kształtu, francuscy analitycy tak uważają, będzie stosunek do porozumień z Mińska. Każdy z ewentualnych wyborczych zwycięzców będzie w innej pozycji, niźli ustępujący prezydent, emocjonalnie związany, jako jeden ze współautorów, z mińskim porozumieniem. Pytanie zasadnicze jest następujące – czy nowy prezydent przyjmie optykę ukraińską (najpierw wycofanie oddziałów wojskowych), czy rosyjską (najpierw dyskusja o szczególnym ustrojowym statusie ukraińskiego wschodu). Francuski biznes, będzie działał na rzecz zniesienia, albo przynajmniej złagodzenia sankcji. Autorzy raportu podkreślają, że żadna z francuskich firm obecnych w Rosji nie wycofała się z tego kraju po aneksji Krymu i wybuchu wojny w Donbasie. Spadek wzajemnych obrotów handlowych (o 35 %) to głównie efekt tanienia ropy i gazu oraz spadku wartości rubla, co negatywnie wpłynęło na siłę nabywczą Rosjan. Znacznie trudniej będzie Paryżowi porozumieć się z Rosją w kwestii Syrii. Autorzy raportu przypominają, że na początku lutego Rosja już po raz szósty złożyła weto wobec propozycji uchwały Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Syrii. Spora część z zawetowanych projektów rezolucji była francuskiego autorstwa. Generalnie jednak, konkludują, wszystko zależy od linii, jaką przyjmie Waszyngton (pamiętajmy, że materiał pisany był jeszcze przed amerykańskim uderzeniem na syryjską bazę lotniczą). Jeżeli administracja Trumpa chciała będzie ocieplenia w relacjach z Rosją, to w tym samym kierunku pójdą Francuzi. Jeżeli jednak w Waszyngtonie zwycięży twarda linia, to i w Paryżu, prognozują analitycy, uda się przezwyciężyć prorosyjskie pokusy.

 

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka