Marek Budzisz Marek Budzisz
1067
BLOG

Waży się przyszłość Miedwiediewa.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Dzisiejsze wystąpienie premiera Miedwiediwea w Dumie Państwowej otwiera gorący okres w rosyjskiej polityce. Dzieje się tak z kilku powodów, choć samo wystąpienie i złożenie sprawozdania z rocznej pracy rządu, a także odpowiedzi na zadane odpowiednio wcześniej i na piśmie pytania deputowanych, są elementem rosyjskiej rutyny politycznej. Jednak teraz czas jest szczególny. Po pierwsze idą wybory prezydenckie a tradycją rosyjskiej praktyki politycznej jest podanie przez kandydata nazwiska polityka, który będzie z nim pracował w charakterze premiera. Kandydatem obozu władzy będzie najprawdopodobniej, choć jeszcze tego oficjalnie nie ogłoszono, Władimir Putin. Jednak, kto zajmie stanowisko premiera jeszcze nie jest wiadomo i w Moskwie spekuluje się, że wcale nie musi być to Miedwiediew. Zaszkodziła mu, w pewnym stopniu, antykorupcyjna akcja Nawalnego wsparta licznymi demonstracjami w całej Rosji. Ale teraz władza przechodzi do kontrnatarcia w swoim stylu. Szykanuje i aresztuje działaczy ugrupowań opozycyjnych. Za tymi, którzy są jej politycznymi przeciwnikami, a przebywają poza granicami kraju, tacy jak Chodorkowski, rozsyła międzynarodowe listy gończe. W przypadku byłego właściciela Jukosu, okazało się, że oskarżany jest o zlecenie zabójstwa. A wczoraj świat ujrzały rewelacje o finansowaniu przez Chodorkowskiego ludzi Nawalnego. Jednym słowem zmowa dwóch „kryminalistów”, a ten, który tropi korupcję w obozie władzy (czyli Nawalny) sam nielegalnie zbiera pieniądze od „podejrzanych” oligarchów.

Ale niezależnie od tego, jakie jeszcze argumenty wyciągnie obóz władzy nie uda mu się przekonać opinii publicznej, choć bardzo się o to stara, że kryzys się skończył i nadchodzą lata prosperity. Nawet koncesjonowana opozycja nie uznaje argumentacji władz, i np. frakcja komunistyczna w Dumie wzywa rząd do dymisji i stworzenia gabinetu porozumienia narodowego. Komuniści, chcieli zresztą pytać Miedwiediewa o dochodzenie antykorupcyjne Nawalnego, ale władze Dumy nie zgodziły się na to. Sam premier jest zresztą w Rosji skrajnie niepopularny. W rankingu popularności wyprzedzają go nie tylko Putin, Szojgu i Ławrow, ale również Żirinowski i komunista Ziuganow, ten ostatni, co prawda tylko o 1 % (8 % wobec 7 % Miedwiediewa), ale zawsze. Choć ta skala niepopularności świadczy akurat na korzyść obecnego premiera. Rosyjski system polityczny po prostu tak jest skonstruowany, iż niechęć społeczną zbierać ma premier – technokrata, najlepiej bez ambicji odgrywania samodzielnej roli politycznej, po to, aby błyszczeć mogła gwiazda tego jedynego – cara. Teraz jednak sytuacja jest na tyle poważna, iż niepopularność rządu utrudnić może skuteczne przeprowadzenie scenariusza wyborczego.

Tak przynajmniej uważają rosyjscy spin-doktorzy i konsultanci polityczni, których zjazd odbył się przed samymi świętami. Lew Gudkow, kierujący pracami Centrum Lewady, jest zdania, że nadchodząca kampania wyborcza odbywała się będzie w atmosferze „społecznej apatii i poczucia braku perspektyw”. Choć uważa też, iż popularność Putina jest niezachwiana, to jednak skala wyborczego zwycięstwa może nie być imponująca. A zdaniem analityków, w nadchodzących wyborach gra nie będzie się toczyć o to czy Putin wygra, w to raczej nikt nie wątpi, ale czy uzyska głosy ponad połowy uprawnionych do uczestniczenia w wyborach, czyli czy jego władza będzie miała silną legitymację. A to zdaniem ekspertów jest prawie niemożliwe. W ich opinii wyborcza scena Rosji dzieli się na dwie podstawowe grupy – pierwsza z nich to „sułtanaty”, w których frekwencja jest zawsze wysoka i gdzie obóz władzy zdobywa zawsze wysokie poparcie. To przede wszystkim republiki północnego Kaukazu, południowa Syberia, i pas guberni od Moskwy do Kazania, Baszkirii i Mordwy. Tam władza może liczyć na głosy 15 mln Rosjan. I druga grupa – te części Rosji, gdzie zaznacza się pewne wahanie poglądów, gdzie konkurencja, nawet, jeśli tłumiona jakoś zawsze w wyborach miała miejsce. W tych okręgach Jedna Rosja zbierała 15 – 20 mln głosów, i nawet, jeśli Putin dostanie ich dwa razy więcej, to liczone sumarycznie dadzą mu najwyżej 45 – 50 mln głosów, a zatem mniej niż wymarzone 55 mln, stanowiące ponad połowę uprawnionych do głosowania. Czyli siła legitymacji może być słabsza.

Dla obozu władzy obraz jest o tyle zły, iż odtrąbiony na początku roku przez rząd sukces – powrót kraju na ścieżkę wzrostu gospodarczego, okazuje się przesadnym optymizmem, a może nawet bluffem. Dyskusje dotyczą podstawowych wskaźników. Rząd jest zdania, że rosyjski PKB urośnie w tym roku przynajmniej o 2 %, a może nawet 3 %, ale niezależni ekonomiści mówią o maksymalnie połowie tego wskaźnika. A wzrost na poziomie 2 % jest w Rosji możliwy, ich zdaniem, ale dopiera za 7 lat. W tym roku przewidują od 0,1 % do maksymalnie 1,7 %. Ale gdyby wskaźniki te przekładać na wzrost dochodów ludności, to obraz jest jeszcze bardziej ponury. W sytuacji, kiedy wzrost gospodarki rosyjskiej bliższy będzie scenariusza pesymistycznego dochody ludności zmniejszą się w tym roku o następne 1,8 %, zaś w przyszłym o kolejne 0,7 %. A trzeba pamiętać o znaczącym ich spadku w latach ubiegłych. Cudu gospodarczego nie będzie. Podobnie różne zdania są w Rosji na temat panującej w kraju inflacji. Przedstawiciele rządu, są zdania, że jest ona na już wystarczająco niskim poziomie i wzywają Bank Centralny do osłabienia kursu rubla, co przyspieszyć ma eksport. Przedstawiciele Banku Centralnego, odmiennie niż rząd nadal zamierzają stosować politykę drogiego kredytu i mocnego rubla, bo to pozwala tłumić inflację. Co gorsze Władimir Władimirowicz wydaje rządowi polecenia, które się wzajemnie wykluczają. Chce, aby ten wykorzystał mocny rubel i pozyskał dla kraju nowe inwestycje i nowe technologie, ale jednocześnie rozpędził gospodarkę – zwiększając konsumpcję wewnętrzną i eksport. Jak na razie nic z tego nie wychodzi. Według danych z marca wielkość kredytów konsumpcyjnych i hipotecznych w Rosji zmniejszyła się w porównaniu z rokiem wcześniejszym. Rosjanie spodziewają się raczej pogorszenia sytuacji i nie chcą zaciągać nowych zobowiązań.

A co gorsze, nawet, jeśli rządowe informacje o wzroście gospodarczym są prawdziwe, w co wielu wątpi, to jest on nierównomiernie rozłożony. I nadal większa jest liczba regionów, w których panuje recesja i perspektyw wzrostu nie widać. Wyższa Szkoła Ekonomiki, bada aktywność gospodarczą w rosyjskich regionach. Zdaniem jej ekspertów, z przebadanych 82 regionów, tylko w 36 gospodarka rosła. W pozostałych spadała, a co gorsze, z punktu widzenia władz – spadki odnotowano w regionach największych, takich jak moskiewski i będących zarazem regionami, w których tradycyjnie w trakcie wyborów większa liczba osób skłonna jest kontestować posunięcia władzy.

Władzy, której kurczą się rezerwy. Właściwie wszyscy dziś w Rosji, począwszy od ekspertów Banku Centralnego, po analityków rządu i niezależnych ekonomistów są zdania, że w nie bardzo można liczyć na specjalną premię związaną z ewentualnym wzrostem ceny ropy naftowej i gazu. Czyli powtórzenie się scenariusza z lat 2000 – 2008, kiedy to ponad połowa rosyjskiego wzrostu gospodarczego wywołana była, wg. badaczy, popytowym impulsem związanym z napływem pieniędzy – cena baryłki ropy skoczyła wówczas z 28 do 98 dolarów. Dziś raczej wszyscy spodziewają się ceny oscylującej przez długi czas wokół 40 dolarów i gdyby nie rządowe programy zbrojeniowe, to zdaniem wielu z rosyjską gospodarką byłoby jeszcze gorzej.

Zgromadzone w latach naftowej i gazowej prosperity fundusze rezerwowe też ulegają wyczerpaniu. Rząd ma do dyspozycji dwa takie zasoby – Fundusz Rezerwowy i Fundusz Dobrobytu Narodowego. Obydwa w latach kryzysu zostały znacząco zmniejszone.  W ubiegłym roku Fundusz Rezerwowy stopniał o 2,67 tryliona rubli i dziś na tym rachunku, z którego pokrywany jest rosyjski deficyt budżetowy zostało jedynie 972 mld rubli. W tym roku władze zobaczą w nim dno. Nieco lepiej jest z funduszem Dobrobytu Narodowego, który zmniejszył się w 2016 roku o 868 mld rubli, i pozostało w nim 4,36 tryliona.

A reformy? Na razie eksperci o nich dyskutują. Eksperci związku przedsiębiorców policzyli nawet, iż liczba specjalnych uprawnień, jakie ma biurokracja i które skutecznie hamują wzrost gospodarki wynosi dziś 10 426 i od roku 2003 niemal się podwoiła (wówczas było ich 5300). Rzecznik Praw Przedsiębiorców (Borys Titow, o którym mówi się, że mógłby zastąpić Miedwiediewa) opublikował kolejną „czarną księgę” rosyjskiego biznesu. W publikowanym corocznie raporcie wylicza on przeszkody, na jakie natykają się rosyjscy przedsiębiorcy. W tym roku wymienia ich 269, w ubiegłym było to 231. Formułuje też propozycje zmian – 600 (w roku ubiegłym 460). Ale, po co te reformy, kiedy gospodarka wychodzi z kryzysu?

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka