Marek Budzisz Marek Budzisz
394
BLOG

Ambasador odkrył spisek (Zachodu).

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Aleksandr Surikow rosyjski ambasador w Mińsku udzielając wywiadu białoruskiemu radiu Sputnik z troską pochylił się nad stanem wzajemnych relacji. Bo rzeczywiście w przeddzień spotkania na szczycie (Putin – Łukaszenko) nie są one najlepsze. Ale jest on dobrej myśli, argumentując, że porozumienie jednak zostanie osiągnięte.

Jakie są jego rady? Podmioty gospodarcze z obydwu krajów pozostające w sporze nie powinny uciekać się do pomocy struktur państwowych, ale jak to wśród przyjaciół, iść po prostu do sądu. Podzielił się też z radiosłuchaczami swymi przemyśleniami na temat natury ostatnich protestów w obydwu krajach. Jeśli chodzi o Rosję sprawa jest banalnie oczywista. Zbliżają się wybory i ktoś wpadł na pomysł, że wykorzystując kwestię, nad którą biedzi się władza (chodzi chyba o walkę z korupcją) zabłyśnie i zarobi kilka punktów. A na Białorusi? O, tu, zdaniem ambasadora sytuacja jest inna. Po prostu opozycja wykorzystała błąd władzy, niedoróbkę legislacyjną (chodzi o tzw. ustawę o nierobach), niedopatrzenie i skończyło się na masowych niepokojach.

Dyplomata przypomniał, że przecież istnieje wspólne białorusko – rosyjskie państwo związkowe, a zatem wzajemne relacje obydwu krajów nie mogą sprowadzać się tylko do kwestii ekonomicznych, na podobieństwo wspólnoty euroazjatyckiej, ale również dotyczyć muszą spraw socjalnych, ujednolicenia praw i uprawnień obywateli, spraw wojskowych i polityki zagranicznej. Wiadomo, jak to we wspólnym państwie. I na koniec rozmowy Surikow przeszedł do istoty spraw. Otóż stwierdził, iż obserwuje wzrost aktywności Zachodu na ukraińskiej i białoruskiej flance. Oczywiste, że są to działania antyrosyjskie. I co gorsze będą się, jego zdaniem, nasilały. Sami widzicie, kontynuuje, jak coraz częściej pojawiają się tutaj rozmaite zagraniczne delegacje. Ale jest dobrej myśli, te dywersyjne akcje nie doprowadzą do oderwania Białorusi od Rosji. Nie jest ona gotowa rzucić się w objęcia Zachodu i rozerwać wszystkie więzi łączące jej gospodarkę z rosyjską. Odstraszający przykład Ukrainy i Mołdawii działa. No, ale, niepokój pozostaje, i nad tym pracujemy, kończy, trochę strasząc dyplomata.

Białoruski dyktator też jest dobrej myśli przed dzisiejszym spotkaniem na Kremlu. Nawiązując do pojawiających się sugestii, że być może w poprawie relacji z Moskwą potrzebni będą pośrednicy odparł: „jesteśmy rodzonymi braćmi, nic nie może nas podzielić”. I uciekając się do wojskowej poetyki dodał: „Ja mu (Putinowi) powiedziałem publicznie, może jeszcze nastąpi ten czas, kiedy przyjdzie nam ramię w ramię stać i ostrzeliwać się”. Nic tak nie łączy jak wspólny los i te kilkadziesiąt rozpędzonych demonstracji własnych obywateli. Takim fundamentom przyjaźni nie mogą zaszkodzić nawet te setki milionów nieoddanych dolarów (ostatnie rosyjskie rachunki mówią o 700 mln), jakie Białoruś jest winna Rosji. Rozwiązanie musi się znaleźć i z pewnością w trakcie dzisiejszych rozmów na szczycie się znajdzie.

Rosyjski portal Pravda.ru poprosił eksperta z Instytutu Studiów Strategicznych o skomentowanie wypowiedzi ambasadora Surikowa. Ekspert stawia on kropkę nad i. Zachód czyni, co może, jego zdaniem, aby poróżnić zaprzyjaźnione państwa. Więzi ekonomiczne są trwałe, gospodarka Białorusi jest tak silnie zintegrowana i uzależniona od rosyjskiej, że na tym polu można być spokojnym. Chyba, że białoruskie elity oszaleją i będą chciały doprowadzić do dramatycznego załamania. Ale na płaszczyźnie relacji społeczeństw, gdzie rolę odgrywa tzw. soft power, zdaniem eksperta nie jest najlepiej. Szczególnie młodzież podlega dywersyjnej działalności wrogich sił. Młodzież utrzymuje kontakty głównie z Zachodem. Tam jeździ uczyć się i studiować, korzysta z wielu programów kulturalnych i naukowych ufundowanych przez państwa Unii. Z Rosją brak takich relacji.

To akcentowanie problemów młodzieży stało się teraz w Rosji bardzo popularne. Władze i związani z nią eksperci zorientowali się, że większość uczestników antykorupcyjnych demonstracji, które wstrząsnęły Rosją, to ludzie młodzi. Mówi się nawet o buncie „pokolenia Putina”, które przyszło na świat już za rządów Władimira Władimirowicza.

Nad problemem młodych pochyla się też deputowany do Dumy Państwowej Maksym Grigoriew. Nawiązując do toczącej się niedawno w Rosji dyskusji w związku z przypadkami samobójstw wśród młodzieży wywołanych uczestnictwem w „grze” Biały Wieloryb, stwierdził, iż wprowadzenie do sieci tego rodzaju „grup śmierci” nie jest niczym innym, jak działaniem wrogich sił, które tracą każdego roku setki milionów dolarów, aby zainfekować umysły młodego pokolenia Rosjan. Tylko w ubiegłym roku, zdaniem deputowanego, 800 dzieci stało się ich ofiarami, a 1389 odniosło rany. Co to za grupy? Chyba wiadomo. Głównie ukraińskie, powiązane z nacjonalistami. Grigoriew powołuje się, na świadectwo jednego z żołnierzy takiej grupy, którym podobno dysponuje, ukraińskiego nacjonalisty, powiązanego z batalionem Azow, który za pieniądze skłaniać miał rosyjską młodzież do samobójstw. Deputowany nie tylko demaskuje, ale również przestrzega. W jego opinii wzrost aktywności w sieci, obliczonej na zatrucie umysłów młodego pokolenia Rosjan musi spotkać się z reakcją władz. Specjalna podkomisja w Dumie już pracuje nad regulacjami mogącymi uchronić umysły młodzieży przed złym wpływem. I tu jesteśmy w domu. Cenzura Internetu ma uchronić młodzież i rządzących przez sytuacją, kiedy „ramię w ramię będą musieli się ostrzeliwać”.

 

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka