Marek Budzisz Marek Budzisz
914
BLOG

Złapał Moskal Turczyna, ale ten za łeb ….

Marek Budzisz Marek Budzisz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Amerykański Senat zdecydowaną większością głosów (97 za; przeciw 2) opowiedział się właśnie za wstąpieniem Czarnogóry do NATO. Finalizacja tego przedsięwzięcia wymaga jeszcze podpisu prezydenta Trumpa, ale to będzie tylko formalność. Akces Podgoricy, która dysponuje 2 - tysięczną armią raczej nie stanowi istotnego wzmocnienia sił sojuszu, ale rozpatrywać go warto bardziej w kategoriach geostrategicznych i symbolicznych, niźli realnego układu sił. Dla Rosji decyzja ta stanowi gorzką pigułkę. Przede wszystkim ze względów historycznych – Czarnogóra jeszcze zanim zjednoczyła się po I wojnie światowej z Serbią była silnie prorosyjska, chyba najbardziej na Bałkanach. Była też przez długi czas, zanim Grecja uzyskała niepodległość, jedynym na świecie, prócz Rosji, państwem prawosławnym. Decyzja czarnogórskich elit pozwoli Rosji, jak napisał jeden z komentatorów, wyzbyć się resztek panslawistycznych złudzeń. Rosja przegrała tę batalię, bo nie dysponuje realnymi narzędziami wpływu. Wiele wskazuje na to, że na południowej jej flance proces spadku jej możliwości będzie postępował.

W Gruzji i Azerbejdżanie właśnie końca dobiegają rozmowy delegacji Uzbekistanu z przedstawicielami władz tych krajów. O czym rozmawiają? O ujednoliceniu systemów komunikacji, przede wszystkim kolejowej, ale również zbudowaniu wspólnych taryf, systemów celnych, portów. Generalnie idzie o stworzenie jednolitego systemu transportu towarów i ludzi przy wykorzystaniu tzw. południowego szlaku, który miałby się rozpoczynać od Kazachstanu i wieść przez Kirgistan, Uzbekistan, Turkmenistan, przez Morze Kaspijskie a następnie Azerbejdżan, Gruzję i Turcję, aż do Morza Śródziemnego. Ten szlak komunikacyjny miałby stanowić zakończenie chińskiego projektu Jedwabnego Szlaku i być konkurencją wobec projektów rosyjskich. Rosjanie chcieliby przechwycić tranzyt w handlu między Chinami i państwami Unii, ale też Azji Środkowej, Kaukazu i Turcji. Ale teraz wyrasta im groźny konkurent. Sam projekt jest zresztą dość stary – pierwsze kroki w tym kierunku podjął nieżyjący wieloletni prezydent – dyktator Uzbekistanu Karimow jeszcze w 1996 roku, ale Rosjanom przez wiele lat udawało się torpedować jego starania. Teraz, dzięki dyskretnemu tureckiemu patronatowi rusza on z miejsca.

Z Turcją są zresztą same problemy. A miało być tak pięknie. Po niedawnej wizycie prezydenta Erdogana w Moskwie rosyjskie media przytaczały słowa prezydenta Putina o strategicznym sojuszu między obydwoma państwami, pełnej normalizacji stosunków i różowej przyszłości. Alians nie przetrwał dłużej niźli dwa tygodnie. Najpierw Turcy storpedowali trwające pod patronatem Rosji, w kazachskiej Astanie, rokowania w kwestii pokoju w Syrii. Po prostu przedstawiciele pro-tureckich opozycyjnych organizacji syryjskich nie przybyli na spotkanie. Czekano, czekano, ale bez skutku. Ankara zdecydowała się na wysłanie Moskwie czytelnego sygnału, iż nie jest zadowolona z rosyjskich propozycji utworzenia w Syrii autonomii kurdyjskiej na południe od tureckiej granicy. Współpraca wojskowa – szkolenia, dostawy broni, a nawet ewentualne bazy wojskowe Rosji na terenach kontrolowanych przez Kurdów, też nie podoba się Ankarze. Tym bardziej, że jak ogłosili przedstawiciele Kurdów, niedługo będą oni dysponowali 100 tysięczną armią, która właściwie stale, toczy potyczki z wojskami Turcji. Ostatnie, jak twierdzi Ankara, kurdyjski snajper zastrzelił tureckiego żołnierza.

Ale prawdziwy cios Turcy zadali Moskwie po cichu. Wprowadzili niespodziewane olbrzymie 160 % cło wwozowe na rosyjskie zborze i kukurydzę. A przecież fundamentem świetlanej przyszłości miała być współpraca gospodarcza. Jaki może być tego efekt? Eksperci mówią, że z finansowego punktu widzenia, Rosja może stracić nawet 500 mln dolarów. Przede wszystkim z tego powodu, że Turcja jest drugim po Egipcie nabywcą rosyjskiego zboża i faktyczne embargo stawia Rosjan w niezwykle trudnej sytuacji. I to nie zwykłych niewielkich farmerów, choć ci w obliczu spadających cen już przyłączyli się do strajkujących kierowców ciężarówek, ale po kieszeni dostaną też oligarchowie. Ci, bowiem podjęli rządowe wezwania i zainwestowali niemałe pieniądze w stworzenie wielkich holdingów rolniczych (każdy z ponad 20 z nich ma przynajmniej 300 tys. ha ziemi). I to dzięki temu sektorowi Rosja mogła stać się jednym z największych eksporterów zboża na świecie. Teraz, na przednówku magazyny są pełne, przyszłoroczne ceny będą z pewnością niższe (już teraz spadają, a rząd właśnie ogłosił przyszłoroczną prognozę też na niższym poziomie niźli w tym roku) i oligarchowie najprawdopodobniej ustawią się w kolejce do państwowej kasy po subwencje. A w tym są naprawdę dobrzy.

Dlaczego Turcy tak robią? Dlatego, że mogą. Mają w magazynach przeszło 2 mln ton zapasów i wstrzymanie importu z Rosji w niczym im nie zagraża. Wiedzą też dobrze, że Rosja tak chcąca być managerem procesu pokojowego w Syrii nie zaryzykuje konfliktu z Turcją, bo to oznaczałoby kres jej marzeń. I zapewne z tego powodu Rosjanie robią dobrą minę do złej gry. Minister rolnictwa Tkaczow mówi, że Rosja sobie poradzi, zaś Kreml milczy. I Turcy, jak mówią anglosasi, – try to push to the extreme. Właśnie ogłosili, że w nadchodzącym lecie przyjmą rosyjskich turystów bez paszportów – wystarczą dowody osobiste. Hotelarze na Krymie i w Soczi są w rozpaczy. I wreszcie Bułgaria. Jeszcze przed niedzielnymi wyborami w tym kraju, kiedy Ankara ostudziła entuzjazm Moskwy, przedstawiciel Gazpromu ogłosił, że jego firma wcale nie odłożyła ad acta projektu gazociągu wiodącego przez Bułgarię, zablokowanego przez proeuropejski rząd tego kraju. Chodziło o to, że Turcy w ramach porozumienia z Rosją o budowie rurociągów przez ich ziemie żądali rabatów na rosyjski gaz. Chcieli 15 %, Gazprom oferował 6%, potem dogadano się, na 10,25%, ale i tak do końcowego porozumienia jeszcze daleko. Co gorsze włoskie sądy niedawno odrzuciły ostatnie protesty ekologów i wydaje się, że budowa gazociągu mającego dostarczać gaz z Azerbejdżanu do Italii, może ruszyć. No i ta nieszczęsna Bułgaria. W ostatnich wyborach zwyciężyli nie prorosyjscy socjaliści, na co wskazywały przedwyborcze sondaże, ale siły proeuropejskie, którym Rosja zawdzięcza zablokowanie projektu budowy gazociągu. Co gorsze, rozkład sił w parlamencie w Sofii, jest tego rodzaju, że języczkiem u wagi stać się mogą głosy partii bułgarskich Turków. Rosyjskie media przypomniały sobie o niewdzięczności Bułgarów, którzy, mimo, iż zawdzięczają Rosji niepodległość (XIX w.), to dwukrotnie walczyli przeciw Rosji w wojnach światowych. W niektórych można nawet znaleźć sądy, iż Ankara będzie głównym rozgrywającym w Sofii. Generalnie Rosjanie mają problem ze zrozumieniem, dlaczego, mimo, iż sondaże, zarówno w Bułgarii, jak i Czarnogórze, wskazywały na istnienie stabilnej, prorosyjskiej większości, to jednak w realnych wyborach zdecydowanie wygrały siły proeuropejskie i pronatowskie. Czyżby rosyjska machina propagandowa przestawała działać?

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka