Marek Budzisz Marek Budzisz
650
BLOG

Gazprom na kolanach przed Europą. (polemika ze Zbigniewem Kuźmiukiem)

Marek Budzisz Marek Budzisz Energetyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

 

Gazprom – światowy koncern, duma i nadzieja Rosji na kolanach przed urzędnikami Unii Europejskiej. Do takiego wniosku dojść można czytając komentarze rosyjskiej prasy w związku z doniesieniami na temat propozycji ugody, która miałaby zakończyć ciągnące się dwa ostatnie lata unijne postępowanie w kwestii nadużywania przez koncern pozycji monopolistycznej na rynkach Europy Środkowej. Propozycja Unii jest jasna – systemy przesyłowe, będące własnością koncernu musza umożliwiać tzw. rewers, zaś polityka cenowa wobec Polski i innych krajów naszego regionu nie może odbiegać od polityki wobec tzw. starej Unii. Z naszego punktu widzenia, musi oznaczać to zmniejszenie cen tego surowca, jako, że płaciliśmy sporo więcej. Dla przypomnienia - Polska w 2014 r. za 1 tys. m sześc. rosyjskiego gazu płaciła 379 dol. (rok wcześniej - 429 dol.), podczas gdy Niemcy - 323 dol. (w porównaniu z 366 dol. w 2013 r.) . Dodatkowo, Gazprom musi zobowiązać się, iż nie będzie dochodził od Bułgarii jakichkolwiek odszkodowań w związku z wetem tego kraju wobec planów zbudowania południowego gazociągu – tzw. tureckiego potoku.

Wczoraj przedstawiciele Komisji Europejskiej poinformowali, iż koncern gotów jest przyjąć proponowany kompromis. Oczywiście, jednym z zasadniczych powodów jest chęć uniknięcia ewentualnych kar, które może nałożyć Bruksela – kar mogących wynieść nawet 10 % przychodów firmy, czyli, jak twierdzili urzędnicy Komisji nawet 15 mld dolarów, przy czym jeśliby udowodniono systematyczne nadużywanie pozycji monopolistycznej kara mogłaby wynieść nawet trzykrotność tej kwoty. Dla mającej w ubiegłym roku zysk na poziomie 7 mld dolarów tego rodzaju perspektywa, nawet, jeśli niepewna i odległa w czasie mogłaby stanowić znaczący cios. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy, jak argumentują przedstawiciele koncernu, finansowanie na rynku europejskim drugiej nitki gazociągu Nord Stream, ma zostać „dopięte” do końca miesiąca.

Pod koniec lutego Gazprom poinformował, iż ceny eksportowanego na Zachód surowca kształtowały się będą w tym roku na poziomie 180 – 190 dolarów za 1000 m³, po to, aby były konkurencyjne wobec cen w tzw. zachodnich hubach (ok. 205 dolarów).

Zaproponowany przez urzędników europejskich kompromis, z punktu widzenia Polski winien być może nie informacja dnia, ale w każdym razie pozytywną nowiną. Kraj, który kupił w ubiegłym roku od Rosji 11,07 mld m³ gazu ziemnego może tylko na obniżce  cen zyskać.  Ostrożne szacunki wskazywałyby na kwotę rzędu 400 mln dolarów. Trzeba jednak pamiętać, że w sporej części importowany gaz zużywany jest w celach przemysłowych, a jego największym konsumentem są polskie Azoty, drugi pod względem wielkości producent nawozów mineralnych w Europie. Ceny gazu ziemnego stanowią jeden z kluczowych czynników kształtowania się cen nawozów, zaś ich spadek tylko poprawić może konkurencyjność polskiego rolnictwa i podnieść dochody polskich rolników.

Staram się unikać w tym miejscu polemik z autorami innych blogów, ale wydaje mi się, że pogląd wyrażony przez Zbigniewa Kuźmiuka, iż propozycja ugody z Gazpromem jest świadectwem wpływów Rosjan w Brukseli nie wytrzymuje krytyki. Osobnym zagadnieniem jest pytanie na ile nasze stanowisko jest podejściem słusznym i czy podejście typu „walka do ostatniej kropli krwi” przeciw Gazpromowi w realiach dzisiejszej Unii jest podejściem realistycznym. Nie spodziewam się natychmiastowej rewizji polskich poglądów w tej sprawie, ale warto się zastanowić, które stanowisko okazało się bliższe rzeczywistości – czy to, prezentowane choćby przez Zachód, iż gospodarka oparta na wydobyciu surowców (taka jak Rosja) uzależniona jest od rynków zbytu (w tym wypadku lukratywnego rynku europejskiego), czy też pogląd przeciwny (lansowany przez długie lata przez Polskę), że to kraj eksportujący surowce uzależni politycznie swych odbiorców od siebie.

A jak to wygląda z pozycji gospodarki rosyjskiej? Gdyby wierzyć oficjalnym doniesieniom ma ona już za sobą „dolinę łez” i w pierwszych miesiącach zanotowała niewielki wzrost (w skali roku, gdyby utrzymały się odnotowane trendy mógłby on wynieść 0,4 – 0,7 %). Korzystnie na jej perspektywy wpływa utrzymujący się wysoki poziom sprzedaży surowców oraz lekki wzrost cen kontraktowych (reagują one z kilkumiesięcznym opóźnieniem na poziom cen rynkowych). Jednak inne dane – głównie z rynku konsumpcyjnego zdają się mówić, o czym innym. Moskowskij Komsomolec donosił ostatnio o znaczącym spadku popytu na elektronikę użytkową (od komputerów po pralki i lodówki), spada skłonność Rosjan do zaciągania pożyczek i kredytów, zaś ostatnio kontrolowany przez Francuzów Nissan poinformował o wstrzymaniu produkcji w rosyjskiej fabryce – powód – brak popytu. Gdyby posłużyć się danymi z rynku samochodów, a tak czynią rosyjscy ekonomiści zarzucający rosyjskiemu urzędowi statystycznemu manipulowanie faktami, to obraz rosyjskiej gospodarki (czytaj: jej upadku) jest czarniejszy niźli moglibyśmy przypuszczać. W 2013 roku, chyba najlepszym za rządów ekipy Putina, Rosjanie kupili trochę ponad 3 mln samochodów. Potem było już tylko gorzej. W 2014 – 2,5 mln, rok później poniżej 2 mln, zaś w roku ubiegłym poziom ten uległ obniżeniu do 1,35 mln sztuk. Tego rodzaju wydatki, przez niektórych ekonomistów (np. w USA) traktowane jak inwestycje, nie mogły nie mieć wpływu na poziom PKB. I tak odpowiednio, wg. szacunku niezależnych ekonomistów, w 2013 roku miał on wynosić 2232 mld dolarów, w 2014 2053 mld, w 2015 1280 mld, zaś w roku ubiegłym 1100 – 1140 mld dolarów. Według obliczeń niezależnych ekspertów konsumpcja wewnętrzna zmniejszyła się w tym czasie w Rosji od 30 do 35 %. Zaś wydatki rządu rosną – modernizacja armii i „małe zwycięskie wojny” muszą kosztować. Jednym słowem rosyjski rząd nie ma pieniędzy, a wybory za pasem. To, dlatego zaczęto pracować nad „reformą” systemu podatkowego, i nawet napomina się o podniesieniu stawek rosyjskiego vat. Ale przede wszystkim rząd chce wyciągnąć maksymalnie dużo pieniędzy z „dojnych krów”, takich jak Gazprom. Koncern w takiej sytuacji nie może ryzykować przewlekłego sporu z europejskim regulatorem i trudności z finansowaniem (a z pewnością wzrost kosztów) inwestycji.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka