Marek Budzisz Marek Budzisz
199
BLOG

Moskiewskie manewry dyplomatyczne (z gazem i ropą w tle).

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

Na Kremlu musieli chyba zamontować drzwi obrotowe, taki mają natłok zagranicznych gości. Wczoraj Władimir Putin spotkał się z niemieckim ministrem spraw zagranicznych Sigmar Gabrielem , dzisiaj przyjmie prezydenta Turcji Erdogana wraz z całym niemal rządem. W tak zwanym międzyczasie zdążył też podjąć nowego prezesa (w miejsce Rexa Tillersona) koncernu ExxonMobil Darrena Woodsa. Nieźle, jak na kraj pozostający w dyplomatycznej izolacji (czy ktoś jeszcze pamięta ta slogany?).

Gabriel rozpoczął wejściem smoka. Otóż oświadczył Rosjanom, iż rząd niemiecki gotów jest wspierać budowę drugiej nitki gazociągu Nord Stream, o ile tranzyt przez Ukrainę zostanie utrzymany. Zgoda Moskwy na takie postawienie sprawy równałaby się całkowitej rewizji jej dotychczasowej polityki. Rosja, właśnie, dlatego zainicjowała ten gazociąg, aby móc zakończyć ukraiński tranzyt. Tak przynajmniej mówił Aleksiej Miller, prezes gazowego giganta w roku 2016, zaś jego zastępca Aleksandr Miedwiediew, deklarował, że wraz z oddaniem do eksploatacji drugiej nitki gazociągu (koniec 2019 roku) nie będzie potrzeby przedłużania umowy tranzytowej z Ukrainą. Te wojownicze deklaracja łagodził, co prawda rok później Putin, mówiąc, iż celem Rosji jest pozbawienie Ukrainy monopolu na tranzyt rosyjskiego gazu i oparcie wzajemnych relacji na normalnych, handlowych relacjach. Jednak w te uspokajające deklaracje nikt chyba nie uwierzył.

                Deklaracja niemieckiego ministra spraw zagranicznych padała w ważnym momencie. Otóż po pierwsze Rosjanie zadowoleni są z faktu, że mimo sloganów o dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia w surowce energetyczne, konkurencji i bezpieczeństwie energetycznym, w ubiegłym roku 34 % gazu konsumowanego w Unii Europejskiej pochodziło z Rosji. Historyczny rekord. Ten sam Miedwiediew, który mówił o zakończeniu tranzytu przez Ukrainę, kilka dni temu z dumą obwieszczał, że Rosja dostarczyła w 2016 do Europy 179,3 mln m³ gazu.(wzrost o 12,5 %). W roku bieżącym Rosjanie planują utrzymanie udziału w europejskim rynku, przy niewielkim (od 13 do 23 euro) podniesieniu ceny. Łatwo obliczyć, że zrealizowanie tej prognozy dać może rosyjskiemu eksporterowi zastrzyk gotówki przekraczający 2 mld dolarów. W roku przedwyborczym, kiedy rząd domaga się wyższej dywidendy, jak znalazł.

                Dzisiejsza wizyta tureckiego prezydenta również w części przynajmniej poświęcona będzie kwestiom związanym z transportem gazu – planuje się dopinać projekt dwóch rurociągów pociągniętych po dnie Morza Czarnego, z których jeden miałby dostarczać gaz do państw południa Europy. Jak deklarują partnerzy Rosjan (firmy z Grecji i Włoch) mógłby być on oddany do eksploatacji, podobnie jak Nord Stream 2 pod koniec 2019 roku. Pozostaje tylko rozwiązać kwestię weta Bułgarii, ale jak mogliśmy niedawno przeczytać w wywiadzie węgierskiego ministra spraw zagranicznych, który trzyma kciuki za powodzenie tego projektu, tam wkrótce odbędą się wybory i może nieprzejednani przegrają.

Słowa Gabriela powodują, iż cała ta układanka traci sens. Jednak Rosjanie są trochę w sytuacji podbramkowej, bowiem w nadchodzącym tygodniu rozpocznie się w kilku państwach europejskich (Niemcy, Finlandia, Dania) procedura uzyskiwania zgody na rozpoczęcie budowy rurociągu. Jeśliby Angela Merkel, deklarująca, iż inwestycja ta jest przedsięwzięciem biznesowym, zmieniła zdanie, to uzyskanie wszystkich pozwoleń (wobec stanowczego sprzeciwu części państw Grupy Wyszehradzkiej i Bałtów) mogłoby okazać się trudne. Co gorsze Rosjanie wiedzą, iż w ubiegłym tygodniu Gabriel spotkał się z ukraińskim ministrem spraw zagranicznych Klimkinem, i deklaracja o konieczności utrzymania tranzytu jest zapewne efektem ich rozmów.

Rosjanie mieliby powód aby być niezadowoleni z takiego postawienia sprawy przez niemieckiego ministra, ale nie sprawiają takiego wrażanie. Rozmowy Ławrow – Gabriel toczyły się w kordialnej atmosferze, panowie mówili sobie na ty i poklepywali po plecach. Władimir Putin zaprosił oficjalnie kanclerz Merkel do odwiedzenia Rosji, podobne zaproszenie otrzymał również obecny prezydent Niemiec. Jakie mogą być tego przyczyny?

W grę wchodzą dwie teorie. Pierwsza tradycyjna – Rosjanie chcieliby wrócić do relacji bussines as usual  i wsparcie państwa kierującego Unią jest dla nich kluczowe. Dodatkowo nie chcą, aby Niemcy z budżetem wojskowym na poziomie 45 – 50 mld dolarów znacząco zwiększyli wydatki na zbrojenia, bo to wymuszałoby reakcję ze strony Moskwy, a pieniędzy brak.

Druga teoria jest nieco inna. Otóż może wchodzić w grę przygotowywanie, jakiego dealu na większą skalę – dealu związanego z eksploatacją złóż ropo i gazonośnych położonych w szelfie kontynentalnym wokół Krymu. Takie porozumienie, nawet bez rozstrzygania kwestii statusu półwyspu wymaga zgody państw zainteresowanych – Ukrainy i Rosji, a także silnych graczy regionalnych Niemiec i Turcji. Wszystkie, choć nie w jednym miejscu, siedzą już przy stole.

Co jeszcze wskazuje na możliwość takiego rozwiązania? Otóż kilka dni temu rosyjska prasę obiegła informacja, że licencję na eksploatację złóż zlokalizowanych nieopodal Krymu otrzymała spółka „Nowe Projekty”. Licencję podpisał premier Miedwiediew, co jest o tyle niecodzienne, że w świetle rosyjskiego prawa prace związane z odwiertami badawczymi mogą wykonywać tylko podmioty państwowe. Ta firma nie jest taką. Co więcej – jest podmiotem zupełnie w branży nieznanym, nie mającym ani doświadczenia, ani kapitału, ani sprzętu, ani dostępu do technologii (sankcje), właściwie nie dysponująca niczym. Oczywiście poza kontaktami i starą, wydaną jeszcze przez władze Ukrainy licencją poszukiwawczą. I właśnie ta licencja została uznana przez władze rosyjskie, które wydały nową na 30 lat. Ciekawe? Wszyscy analitycy są zdania, że firma nie rozpocznie prac badawczych, o wydobyciu też nie ma mowy. Jedynym jej zasobem będzie licencja na eksploatacje złóż, tak zlokalizowanych, i tu uwaga, bo zbliżamy się do istoty problemu, że przecinają złoża na eksploatację, których licencję ma rosyjski, państwowy gigant Rosnieft. Nieopodal zlokalizowane są złożą, kontrolowane przez włoską Eni, i francuski EdF. Nie korzystają z nich, bo przecież sankcje. Ta sytuacja mogłaby się znacząco zmienić, gdyby wszyscy zainteresowani (w tym i Ukraina) doszli do porozumienia w kwestii ropy i gazu na Morzy Czarnym. Wówczas Rosja mogłaby zgodzić się na utrzymanie tranzytu rurociągami biegnącymi przez Ukrainę (dla Kijowa to 2 mld dolarów przychodu rocznie), bo albo Unia kupowałaby więcej jej surowców, albo gdyby ten scenariusz nie był realnym, tranzyt „z powodów ekonomicznych” byłby mniejszy. A rurociągi i tak już będą funkcjonowały. Przy okazji zaradni rosyjscy inwestorzy z „Nowych Projektów”, korzystający z protekcji premiera i rodzinnie powiązani z wysokimi urzędnikami rosyjskimi, mogliby nieźle zarobić sprzedając 30 letnią licencję.

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka